środa, 20 grudnia 2017

Przyczyny chorób – najtrudniejszy wykład


Gdy staję naprzeciw człowieka, grupy ludzi z wykładem, gdy przedstawiam moje rozumienie zdrowia i choroby, gdy mówię o samouzdrawianiu, na wstępie zadaję pytanie: Czy chcesz być szczęśliwy, czy chcesz być zdrowy?

Oczywiście, sto procent obecnych odpowiada twierdząco. Lecz gdy patrzę na nich, gdy wnikam głębiej, gdy zaglądam pod powierzchnię, czuję, iż jest inaczej. Z doświadczenia wiem, że tylko – tak naprawdę – kilka procent ludzi jest gotowych na szczęście, na bycie zdrowym, bo szczęście i zdrowie nie daje w życiu przewagi, nie jest czymś pożądanym. Czymś zdecydowanie bardziej pożądanym w życiu ludzi jest … współczucie i o nie to, właśnie, ludzie zabiegają - nawet kosztem szczęścia i zdrowia.

Okazuje się, że łatwiej jest o współczucie chorym i nieszczęśliwym. Tak zostaliśmy, od dziecka, zaprogramowani przez rodziców, społeczeństwo, systemy wychowawcze i religie. Wystarczy się temu przyjrzeć, a znajdziemny wszędzie dowody.

I z tego powodu te wykłady są trudne. Nie dla mnie, lecz dla słuchaczy. Nie chcą się z tym zgodzić, uważają to za niedorzeczność, absurd, coś do nie udowodnienia. Już na początku się uprzedzają. Lecz robię te wykłady – sieję ziarno, bo wiem, iż by wykiełkowało, by z tego pojawił się kwiat zrozumienia, potrzebna jest dojrzałość, potrzebny jest wgląd, potrzebne jest zrozumienie wynikające z … cierpienia (mistycy mówią: „Cierpienie jest potrzebne, by zrozumieć, że jest niepotrzebne”).

W końcu to coś przychodzi samo. Prędzej czy później – przychodzi. U wielu już nadeszło, u innych nadejdzie, ale nadejdzie. Ja się tym nie przejmuję, robię swoje, mówię, polecam medytację, polecam … bycie sobą, a właśnie to – bycie sobą, okazuje się – jest najtrudniejsze.

A więc zacznijmy ten najtrudniejszy wykład.

Zanim to zrobię, spójrz na zdjęcie obok. Powiększ je i zobacz, co tam, w tej kropli wody, dostrzegasz. Przeniknij ją, a zobaczysz to, o czym mówię w tym wykładzie: wszystko jest odwrotnie.

Świat jest zupełnie inny. Rzeczywistość jest odwrotna niż to, co postrzegamy na powierzchni. Potrzebne jest głębsze spojrzenie, nie na powierzchnię, nie z poziomu zmysłów, lecz z poziomu uczuć i intuicji, nie z poziomu logiki, lecz z poziomu doświadczenia.Musimy spojrzeć nie na fragment, na cząstkę, lecz na całość. Nie możemy zobaczyć morza, gdy patrzymy na jedną falę, nie możemy zobaczyć lasu, patrząc na jeden liść, nie możemy poznać człowieka, patrząc jedynie na jego skórę. I konsekwentnie, nie możemy poznać siebie, całej swojej głębi, patrząc wyłącznie na swoje odbicie w lustrze.

 Zacznijmy!

Na początek to, co wydaje się łatwe: przecież wiesz, że źle się odżywiasz, że masz za mało ruchu, że niszczy cię stres, że niszczysz zdrowie toksynami w żywności i ze środowiska, że używasz niezdrowych rzeczy: kosmetyków, past do zębów z fluorem, zatoksycznionej żywności, że używasz nadmiaru leków, antybiotyków, środków przeciwbólowych, wiesz, że jesteś zakwaszony przetworzoną żywnością, że prowadzisz niezdrowy styl życia, jesteś daleki od natury. Ty o tym wiesz. Co z tej wiedzy wynika? A no to, co za chwilę powiem …

Masz wiedzę, lecz nie wprowadzasz jej w życie. O powodach za chwilę powiem …

Tłumaczysz się brakiem czasu, pieniędzy, innymi priorytetami, o powodach za chwilę powiem …

Patrzysz na innych ludzi, a oni mają to samo, zaczynasz wierzyć, że nic nie możesz na to poradzić, że takie są teraz czasy, że to inni są za to odpowiedzialni. O powodach takiego podejścia za chwilę powiem …

Coś ci podpowiada, że można pewne procesy odwrócić, że są ludzie, którzy to zrobili, że sami się uzdrowili, skorzystali z medycyny alternatywnej, z leków natury, lecz ty nie jesteś skłonny temu zawierzyć. O powodach za chwilę powiem …

Wybierasz medycynę, lekarza takiego lub innego, leczysz się latami, lecz nadal uparcie trwasz w tym podejściu, chcociaż nie widzisz poprawy, a i lekarz nie daje ci nadziei. O powodach za chwilę powiem …

Wszystko wydawało się proste, a nic się nie zmieniło, nawet, gdy jakieś działania podjąłeś. Dlaczego się nie udało? O powodach za chwilę powiem …

No więc jakie są te powody? Dlaczego to co się wydaje łatwe, nie działa, albo dlaczego nic z tym nie robisz, choć wiesz, że coś zrobić należy?

Zacznijmy wreszcie! No tak, kończy się twoja cierpliwość. Oj będziesz jej musiał mieć dużo i jeszcze więcęj zrozumienia, bo to będzie trudne – z doświadczenia to wiem. Dowiesz się następnych rzeczy i co z tego wyniknie? Ja wiem, że niewiele, bo … o powodach powiem za chwilę …

Otóż:

Jest na świecie taki lekarz, który ma sto procent uleczalności z chorób. Specjalizuje się w chorobach oczu. Lecz ta skuteczność dotyczy tylko tych pacjentów, którzy są gotowi na to, by … wyzdrowieć. Organizuje sesje lecznicze, lecz stosuje do nich selekcję. Zadaje pytania, które mają uświadomić pacjentowi, czego tak naprawdę on oczekuje, zdrowia, czy choroby. Ostatecznie spośród wszystkich chętnych pozostaje tylko co dziesiąty, czyli na warsztaty, w których bierze udział 30 osób, zgłasza się najczęściej około 300. 90% z nich odpada, bo uświadamiają sobie, że zdrowie, wyzdrowienie, nie będzie dla nich korzystne. Wygląda to na absurd, ale taka jest człowiecza psychika, człowiek jest tak przewrotny, bo nie jest sobą.

Ktoś, kto nie jest sobą, nie możę być na dłuższą metę zdrowym.  Bycie sobą to harmonia, to bycie zharmonizowanym, to jedność ciała, umysłu i ducha. Nie będąc sobą, nie jest się obecnym, umysł jest w innym miejscu niż ciało i duch.

Prawie nikt nie jest sobą.

To po pierwsze. To pierwszy przykład. Teraz drugi:

Hipokrates, ojciec medycyny, powiedział dawno temu adeptom medycznej sztuki:

Zanim podejmiesz się leczenia kogoś, powinieneś najpierw go zapytać, czy jest gotów pozostawić za sobą wszystko to, co sprawiło, że zachorował.

Otóż to! Tysiące lat temu człowiek miał tego zrozumienie. Mieli takie zrozumienie ludzie oświeceni, mistycy. Wiedzieli o tym 5 tysięcy lat temu, miał tę wiedzę Budda 2,5 tysiąca lat temu. Wiedział to Jezus 2 tysiące lat temu. Ma taką świadomość wielu dzisiaj. I mówię dzisiaj Tobie o tym. Ja Ci tylko to przekazuję, a co z tym zrobisz, to nie moja sprawa. Nie mogę zrobić nic za Ciebie.

No i …

Czy w związku z tym, czy ty jako pacjent, jako człowiek chory, jesteś na to gotów?

Czy naprawdę jesteś gotów porzucić to wszystko, co wywołało twoją chorobę?

Pewnie mówisz:Tak! No bo przecież możesz zmienić styl życia, sposób odżywiania, przecież masz tak dużą wiedzę … Przecież tyle się jeszcze możesz dowiedzieć czytając książki, słuchając tego co mówią inni, ucząc się od autorytetów naukowych, korzystając z osiagnięć medycyny.

No tak, możesz, lecz rzadko, który lekarz jest zainteresowany, rzadko kiedy medycyna w ogóle poświęca uwagę temu, co jest przyczyną twoich problemów. Najczęściej szuka sposobów leczenia, metod usunięcia objawów, pozostawiając ciebie samego z przyczyną.

Nie radzisz sobie z nadwagą, bo myślisz, że to jest proste, bo wystarczy, że ograniczysz kalorie, że zrezygnujesz na jakiś czas z ulubionych słodyczy, że pomoże ci dietetyk, że wystarczy tylko chcieć. Lecz często, gdy spróbujesz, okazuje się, że nie … to nie jest takie proste. Przemodelowałeś styl życia, zmniejszyłaś drastycznie kalorie, opiekuje się tobą dietetyk, lekarze, psycholodzy, terapeuci, a ciągle coś w tobie szwankuje, masz coś, z czego nie jesteś się w stanie uleczyć, medycyna rozkłada ręce, mówi, że to nieuleczalne, że to cywilizacyjne, że to normalne we współczesnym świecie. No tak normalne, bo takich jak ty są miliony, lecz co jest przyczyną. Gdzie jest to coś, co sprawia, że boli, że cierpisz, że chorujesz? Gdzie jest ten szczgół? Kto ci może pomóc?

Nikt. Tylko ty możesz to zrobić. Ktoś może ci wskazać palcem księżyc, może ci wskazać drogę, ale ty ją musisz pokonać. Musisz poznać siebie: swoje ciało, swoją psychikę, prawdę. To jest twoje poszukiwanie, to jest cel twego życia. To jest jedyne nienazwane i jedyne prawdziwe pragnienie.

Czy jesteś gotów być szczęśliwym? Szczęśliwym prawdziwie, bezwarunkowo, bez powodu? Czy jesteś gotów by być zdrowym?

Wydaje ci się, że tak, że jesteś gotów. A może ci się wydaje, że nigdy nie pragnąłeś choroby, że nigdy nie podjąłeś takiej decyzji, by zachorować?

I tu się mylisz! Tak, podjąłeś taką decyzję, bo choroba jest dla ciebie korzystna.  90 – 95% ludzi, takie podejmuje decyzje. Problem w tym, że są to podświadome decyzje.

Zdrowie jest twoją naturą.

 Choroba jest twoim wyborem - jest twoim podświadomym wyborem.

Bez niej byłbyś innym człowiekiem, mniej lubianym, mniej akceptowanym, nie zaznałbyś tak czułej opieki, takiej ilości współczucia. Wiele rzeczy w życiu osiągałbyś z dużo większym trudem.

Wszystkie choroby, albo prawie wszystkie, powstają w głowie. Sami lekarze to potwierdzają, mówiąc, iż ich podłoże jest „psychosomatyczne”.

Co najtrudniej zrozumieć?
Prawdę. Tak właśnie. Jak głowa może zrozumieć, iż ona jest przyczyną chorób? Jak głowa może zrozumieć, iż jest przyczyną nie tylko chorób, ale każdego nieszczęścia, każdego cierpienia. Świat jest taki, jaki jest, a to głowa to interpretuje, ocenia, tworzy oczekiwania wobec świata, ludzi, porządku rzeczy. A że porządek rzeczy nie jest zależny od naszego widzimisię, ani nawet od naszych działań, to doprowadza cię do frustracji, zamieszania, walki, dysharmonii, cierpienia, strachu, bólu i choroby. Taki jest ciąg konsekwencji tego niezrozumienia, ponieważ to, co w głowie zawsze znajduje odzwierciedlenie w ciele.

 
Co najtrudniej zrozumieć odnośnie zdrowia?

Prawdę odnośnie przyczyn chorób i to, czym tak naprawdę jest zdrowie i choroba.
Dlaczego? Bo cechą naszego postrzegania jest nierozumienie  „prawa odwrotnego skutku ". Te odwrotne skutki są zbyt blisko nas, byśmy mogli je zauważyć. Pragniemy tego, a dostajemy tego przeciwieństwo, modlimy się o deszcz a dostajemy suszę, marzymy o miłości, a odczuwamy strach i doświadczamy nienawiści, sami też nienawidzimy, pragniemy bogactwa, a doświadczamy niedoboru, pragniemy szczęścia, a codziennością są problemy, zmartwienia, lęki, cierpienie, ból. Pragniemy poznać Boga, a częściej doświadczamy zła. Doświadczamy odwrotności naszych pragnień. Pragniemy zdrowia a doświadczamy choroby. Dlaczego?


Czym jest choroba? Poznajmy definicje wg ujęcia mistycznego, duchowego, głębszego niż logika, niż nasza wiedza. Poznajmy to głębsze zrozumienie.

Najstarsza defincja zdrowia:

„Jesteś zdrowy, gdy nie zdajesz sobie sprawy z obecności swego ciała.”


Poszukujemy desperacko miłości, współczucia, zainteresowania, docenienia. Na tym spędzamy życie. Tak się dzieje z powodu ego.
Choroba jest jednym z przejawów tej desperacji, jednym ze środków i efektów tych poszukiwań.

Poszukując, pragnąc, marząc, działając, walcząc i w ogóle myśląc, przestajemy być sobą. Otóż to! To jest jedyna przyczyna: nie jesteśmy sobą.

Otoczenie i nasze ego, nasz umysł sam się zaprogramował na pewną wizję siebie. Trudno mu się pogodzić z tym, że świat jest taki, jaki jest i że człowiek jest jaki jest i że wszystko jest i w świecie, i w nas, na swoim miejscu, że nic nie trzeba zmieniać, nic nie trzeba robić, i że to te próby zmieniania, te pragnienia czynią nas nieszczęśliwymi, chorymi.

Z porównań, z życia przepełnioinego opiniami na innych i swój temat, z rozróżniania, z dzielenia, z dualizmu tworzonego przez nasze myśli – nasz umysł, wynika jedno: poczucie ja i ty, poczucie wartości – niskie poczucie wartości. I co robimy?Spędzamy życie na próbach podniesienia wizerunku, poprawienia siebie w swoich własnych oczach, na walce o stanie się kimś innym, lepszym, w oczach innych ludzi.

Nie jest to możliwe. Stąd strach.

Naturą pragnienia jest niespełnienie, podświadomie to wiemy, intuicyjnie czujemy, stąd strach, stąd wszelkie zakłócenia.

To jest przyczyna.

Te przyczyny to strach. Nie ma innych. Mają różne formy i różne objawy, ale są strachem. Strach jest informacją, że nie jesteśmy sobą, że kreujemy cierpienie, swoje własne i innych cierpienie, że wybraliśmy zamiast miłości, akceptacji, zrozumienia, odwrotną drogę – drugą skrajność: lęk, nienawiść, niezrozumienie, nieufność, smutek.

Wybraliśmy, bo z doświadczenia wiemy, że inni się nad nami, nieszczęśnikami, ulitują, współczują. Wzbudzamy zainteresowanie, jesteśmy wysłuchiwani, opiekują się nami inni, są przy nas blisko, bo chcą nam pomóc, a przy okazji pomagamy im, bo mają ten sam problem, potrzebują wsparcia, pomocy, bo … też są nieszczęśliwi i chorzy.

Nasz umysł ma wielką moc, moc psucia, kreowania problemów, walki, cierpienia, chorób, bo śpimy pod drzewem życzeń. Spełniają się jego – umysłu, czarne wizje, katastroficzne filmy, czarne scenariusze, bo boimy się śmierci, bo nie znamy prawdy, bo kierujemy się umysłem, bo czynimy z tego sługi króla, pana wszechświata, naszego własnego wszechświata, a nie do tego jest on powołany, nie ma on nami rządzić, ma być sługą.

Czym zatem są choroby? Jakie są ich przyczyny?

Są:

  • Dysharmonią między twoją naturą a powierzchnią, którą jest umysł. Ta dysharmonia przejawie się w ciele. Staje się wtedy informacją.
  • Informacją o stylu życia dalekim od naturalnego
  • Wyborem. Choroba a szczególnie ta śmiertelna jest największą i desperacką  inwestycją w nieszczęście podejmowaną w poszukiwaniu współczucia
  • Ucieczką od siebie samego, od poznania siebie, od bycia sobą
  • Drogą do zrozumienia, którą jest cierpienie. Cierpienie ma jedną przyczynę: Nie jesteś sobą, nie akceptujesz siebie takim, jaki jesteś. Cierpienie jest efektem niezrozumienia siebie. Niczym więcej. Znika, gdy pojawia się zrozumienie, gdy zaczynasz akceptować.
  • Brakiem miłości, czyli strachem.Nie można pokochać czegoś, co jest nieautentyczne, czyli nieprawdziwego siebie, siebie nieakceptowanego. Strach jest brakiem miłości, nienawiść jest brakiem miłości, jej drugą stroną. Nienawidzimy siebie, bo siebie nie kochamy, bo siebie nie akceptujemy, bo nie rozumiemy, czym jest miłość ( nie jest myślą, miłość nie bierze się z głowy)
  • Brakiem medytacyjności, czyli nadmiarem, obecnością myśli, zamieszania i fałszu wprowadzanego przez myśli.
  • Odstępstwem od tu i teraz, czyli mazgajeniem się w przeszłości lub martwieniem o przyszłość
  • Drogą do zrozumienia. .. jest nim każde cierpienie
  • Kreacją ego, czyli czymś dla uzyskania korzyści
  • Przejawem nagromadzonych  w podświadomości przedmiotów umysłu, wypartych ze świadomej części umysłu -  czyli wspomnieniami, zmartwieniami, lękami, zazdrością, poczuciem braku, poczuciem niższości, pragnieniami i strachem z nich wynikającym, przekonaniami, urazami wobec innych.


Umysł jest chorobą ... ciężką chorobą. Choroba jest przejawem umysłu w ciele ... jest swego rodzaju emocją. .. wyrazem siebie nieprawdziwego, egoistycznego, walczącego, pełnego pragnień i ambicji oddalajacych od bycia sobą. 

Samouzdrawianie w takim razie, to odkrycie kim jesteś i bycie sobą, zaprzestanie walki - oporu wobec tego, co przynosi życie. Jest akceptacją, ufnością, oddaniem się - powierzeniem się, egzystencji, Bogu, naturze, sobie samemu. To zaufanie sobie samemu, swojej własnej naturze, swojej własnej boskości.

 

Ten wykład jest trudny, bo tego nie da się wypowiedzieć słowami, nie da się zrozumieć tego intelektualnie. To trzeba poczuć, trzeba odnaleźć. Trzeba odnaleźć siebie, swoją prawdę, swoją naturę, szczęście, zdrowie. Trzeba odnaleźć zrozumienie.

Można je odnaleźć tylko w jeden sposób porzucając przyczynę: umysł – ego – wiedzę – ja – myśli.

Porzucenie tego nie może być twoim wyborem, jakimś działaniem, walką. To może być tylko zrozumieniem, odprężeniem, otwarciem się, medytacją, powierzeniem się, akceptacją – ufnością.

Porzucenie tego – najprościej – to bycie sobą.

To jedna, jedyna droga.

Na koniec powtórzę jedno zdanie: nie możemy poznać siebie, całej swojej głębi, patrząc wyłącznie na swoje odbicie w lustrze. A co możemy zrobić by siebie poznać, by dojrzeć te przyczyny i rozwiązania?

Obserwować siebie: swoje ciało i swój własny umysł, swoje myśli. Gdy staniemy obok siebie, jako świadek, obserwator, na wzgórzu, może uda nam się zobaczyć prawdę. Na pewno nam się uda, bo nic innego niż prawda nie istnieje. Cała reszta jest fałszywa.

I to tyle.

 

Piotr Kiewra

czwartek, 7 grudnia 2017

Nie walcz z chorobą


Choroba, cierpienie jest informacją.


Jest przyczyna, jest powód - jest zawsze. Jak nie w ciele, na powierzchni (ciało jest powierzchnią), na zewnątrz, w środowisku, to głębiej, to w psyche, lub jeszcze głębiej.

 

A skoro jest przyczyna, to skutek, cierpienie, ból, symptom, choroba są informacją o tej przyczynie, wskazują ją.

 

Jeśli człowiek jest wrażliwy, kontemplacyjny, gdy zwraca uwagę na siebie, gdy „rozmawia”, czuje swoje ciało, potrafi jak po nitce do kłębka dojść do przyczyny. Choroba, symptom, ból mówią – wołają: Odnajdź mnie – moją przyczynę, powód, dla którego jestem, istnieję! Zrozum mnie!  

 

„Odnajdź mnie, zrozum, a powiem ci, co robisz źle...” -  tak mówi do ciebie.  Póki nie odnajdziesz, będzie w twoim ciele i umyśle i póki się temu nie przyjrzysz, nie zrozumiesz, nic się nie zmieni.

 

Możesz się leczyć, próbować usuwać skutki, kamuflować objawy, ale na dłuższą metę, to nie będzie żadne leczenie, żadne uzdrawianie. Tak czyni medycyna – kamufluje objawy. Stąd duża część chorób staje się chorobami przewlekłymi, a przy okazji leki stają się przyczyną kolejnych chorób poprzez swoje skutki uboczne.

 

Leki są niebezpieczne, szczególnie środki przeciwbólowe, bo zabijają informację, a ty brniesz dalej, nie usuwasz przyczyny, a ciało daje coraz silniejsze sygnały, coraz bardziej wymowne objawy, aż do śmiertelnych włącznie.

 

Dlaczego medycyna nie bada przyczyn chorób, dlaczego lekarz tego nie robi? Dlaczego nie dochodzi jak po nitce do kłębka?

Dlaczego medycyna ci o tym nie mówi?

 

Bo medycynie - systemowi zależy na twojej chorobie, a nie na twoim zdrowiu, jej się nie opłaca twoje zdrowie. Tak ten system jest zaprogramowany. Lekarz często, albo zawsze jest tego nieświadomy, iż jest częścią systemu opiekowania się chorobami, a nie kimś, kto ma się opiekować naszym zdrowiem. System tak kształci lekarzy, by wypisywali recepty, bez zbytniego zaangażowania, bez poszukiwań, bez rozumienia natury człowieka. Uczy się ich spaceru po powierzchni, nie dogłębnej, mentalnej i duchowej obecności przy innym człowieku, lecz poznania tylko mechanizmu działania ciała. Lekarz nie analizuje, w większości, stylu życia pacjenta, jego strony mentalnej i duchowej. Czynią to wrażliwsi, mądrzejsi, lepsi lekarze, ale tych nie łatwo znaleźć, bo system ich eliminuje, usuwa poza nawias, bo są dla niego zagrożeniem.


 

Taka jest natura choroby – jest informacją.

 

Taka jest natura zdrowia – jest równowagą. Gdy coś je uszkadza, gdy coś je niszczy, daje ci informacje, na początku delikatnie, łagodnie, później ostrzej, mocniej, aż zrozumiesz, aż poczujesz, że szkodzisz.

 

Zdrowie jest twoją naturą, a choroba twoim wyborem.

 

Tak naprawdę choroba jest twoim wyborem, bo jesteś za nią odpowiedzialny. Bagatelizując objawy, wysyłane ci sygnały, nie rozmawiając z ciałem, nie rozumiejąc siebie, mechanizmów dziejących się w ciele, szkodzisz zdrowiu, szkodzisz sobie.


Po pierwsze - żyjąc z dala od otaczającej nas natury - nie odżywiając się w sposób zgodny z tym, co natura daje, przetwarzając pożywienie, nie dając ciału wytchnienia, ale i tego, co potrzebuje: ruchu, obecności wirusów i bakterii, bo wtedy, w ich obecności kształtuje się jego odporność. Ciało potrzebuje, naturalnych warunków dla niego, czyli nie przegrzanych pomieszczeń, nie nadmiernej higieny, nie bezruchu. Potrzebuje też spokoju, nie nadmiaru stresu, ale potrzebuje też zrozumienia jego potrzeb.

 

Ciało ma swoją mądrość, ma swoje mechanizmy samoozdrowieńcze, ale nie znosi niezrozumienia, destrukcji, bo nie nadąża z harmonizowaniem, przywracaniem równowagi.

 

Po drugie – szkodzisz zdrowiu, żyjąc z dala od swojej własnej natury. To szerszy, bardziej mentalny i duchowy temat, i opiszę go w następnym tekście poświęconym przyczynom chorób.

 

Gdy walczysz z chorobą, szkodzisz sobie. Walczysz z objawem, z informacją.

To tak jakbyś zabijał, czy ignorował listonosza, który przynosi ci ważne informacje, listy, telegramy, wiadomości. Wtedy nie jesteś świadomy, wtedy nic nie zmieniasz w swoim życiu, nie usuwasz przyczyny, bo jak masz ją usunąć skoro ją zignorowałeś, skoro zabiłeś listonosza, skoro spaliłeś, wyrzuciłeś listy i powiadomienia zanim się z nimi zapoznałeś.

 

Odnaleźć zdrowie... korzystając z informacji jakie daje ci ciało bólem, a umysł cierpieniem jest łatwo, po prostu odnajdujesz swoją naturę, zdrowie jest twoją naturą.


Nie walcz z bólem, nie walcz z cierpieniem, bo walczysz z informacjami, a nie z przyczynami. Po prostu odczytaj informacje, rozpoznaj je, zbadaj, wejdź w nie, a dojdziesz do przyczyny, a gdy sobie ją uświadomisz (czasem potrzebne też działanie, twoje lub medycyny działanie) - zniknie, odejdzie, wyzdrowiejesz.

 

Gdy dokonasz zmiany na poziomie duchowym, na poziomie uczuć, lub ciała i mentalnym,  a więc stylu życia, zniknie przyczyna i zniknie skutek – choroba.

 

Obserwuj ciało i umysł, ich bóle i cierpienia, a znikną. To najprostsze, bez walki a polegające na akceptacji metody, naturalne, instynktowne, intuicyjne sposoby samouzdrawiania.

 

Oprócz pomocy z zewnątrz, sam możesz być swoim uzdrowicielem.

By nim być na bieżąco, by pomagać sobie, zanim objawy się rozwiną, zanim staną się chorobą doraźną lub przewlekłą można:

 

- Najlepiej – kształtować swoją odporność, wtedy ciało samo sobie radzi z chorobami. Można ją kształtować na bardzo wysokim poziomie, korzystając z mechanizmów adaptacyjnych ciała metodami naturalnymi, zbliżeniem do natury: zimnem, ciepłem, słońcem, wodą, przebywaniem w obecności wirusów bakterii, odżywianiem bliskim – jak najbliższym naturalnemu, korzystając z roślin i ziół leczniczych i kształtujących naszą odporność, ruchem, sposobem myślenia, unikaniem zagrożeń niszczących system odpornościowy, np. nadmiernych i długotrwałych stresów, leków, np. antybiotyków, toksyn obecnych w pożywieniu i otoczeniu.


- Słuchać, obserwować sygnały ciała i odpowiadać na nie (działaniem, zmianą stylu życia, odżywiania, sposobu myślenia). Ciało odpowie, jeśli nasze działanie będzie właściwe, celne - poprawą, ustąpieniem objawów, błogostanem, efektem samoozdrowieńczym (to też warto znać, warto rozumieć, bo ten efekt daje często chorobowe objawy, a tak naprawdę choroba jest wtedy w fazie odwrotu).


- Słuchać instynktów ciała. Ciało podpowiada błogostanem, dobrym samopoczuciem, gdy coś jest dla niego dobre i naturalne, właściwe. I przeciwnie, podpowiada złym samopoczuciem, spadkiem witalności, zmęczeniem, przegrzaniem, bólami, zgagą, obecnością gazów w żołądku, przyspieszonym oddechem, wysypkami na skórze: mówi o czymś, co nie jest mu właściwe, naturalne, czego nie lubi, nie przyswaja, nie jest w stanie sobie na bieżąco z tym radzić, np. z odtruwaniem, usuwaniem toksyn, trawieniem, przyswajaniem, z brakiem, lub nadmiarem. Podpowiada instynktem np. o sposobie odżywiania, tzw odżywianie instynktowne. Nie wolno mylić, a tak się często dzieje, że mylimy ten instynkt ze smakami, szczególnie tymi sztucznymi, wynikającymi z przetwarzania żywności, przyprawiania, mieszania składników. Instytnkt to podpowiedź ciała, wykształcone przez kucharzy smaki to nawyki naszego umysłu


- Ciało wskazuje jednocześnie też sposób leczenia, miejsce uszkodzenia, miejsce wystąpienia dolegliowości i wystarczy krótsza lub dłuższa analiza, próba wniknięcia, zrozumienia by podjąć odpowiednie działanie, środki zaradcze.


- Słuchać sygnałów, podpowiedzi intuicji. To następna, silniejsza, informacja, lecz dość trudna dla tych, którzy nie rozróżniają podpowiedzi intucji od głosów i krzyków swoich myśli. Myśl jest czymś zupełnie innym niż intuicja, pochodzą z różnych źródeł. Intuicja jest zawsze pierwsza i nie jest głosem, słowem, jest uczuciem. Myśl pochodzi z głowy, ma formę słowa, jest wolniejsza, bo logika rozważa najpierw za i przeciw, intuicja z serca i duszy. Intuicja ma tę cechę, iż nigdy się nie myli. Problem w tym, że często mylimy ją z myślą.

- Dlatego skuteczna w samouzdrawianiu, w uzdrawianiu, w leczeniu jest medycyna naturalna, bo nawet jak czegoś nie wiesz, coś zignorujesz, to natura zrobi coś za ciebie, usunie przyczynę bez twojego zrozumienia, bez twojej wiedzy, bez poznania przyczyny przez ciebie. 

- Stosować inne środki, bardziej zaawansowane, o których napiszę w następnym tekście, poświęconym przyczynom chorób, lub o których piszę w tekstach, które znajdziesz na blogu, w kategorii „niesamowite historie”.

 

Szerzej o samouzdrawianiu mówię w moich filmikach na YouTube, w kategorii: Samouzdrawianie.

 

Piotr Kiewra


środa, 6 grudnia 2017

Zen, zdrowie i … pieniądze


Jaki jest świat?

Czy jest taki, czy owaki?

Jaki jest człowiek?

Co dzieli, a co łączy człowieka z innymi i ze światem?

Czy jest jakaś dobra droga? Co wybrać? Jak żyć?

Jaki to wszystko ma sens?

Piękno świata, piękno ludzi, mnóstwo dobra, postęp w wielu dziedzinach, a z drugiej strony wojny, złe wiadomości, terroryzm, globalizacja, niszczenie natury, wykorzystywanie ludzi przez ludzi – współczesne niewolnictwo, manipulacja umysłami całych społeczeństw przy pomocy mediów, wszechwładza banków i korporacji, kupowanie przez te ostatnie opinii naukowców i z drugiej strony nauka na usługach pieniądza, a nie prawdy.

Taki jest świat, tacy jesteśmy my w tym świecie, tak nas kształtuje i wychowuje, byśmy mu służyli, byśmy byli tacy jak tego oczekuje.

A oczekuje uzależnienia, zarabiania by kupować, zarabiania by spłacać kredyty, zarabiania by leczyć zdrowie poświęcone tym celom. Oczekuje bycia robotem, maszyną, trybikiem, toczka w toczkę takim samym jak inne roboty i maszyny, jak inne tryby. Oczekuje pokory, podporządkowania, w tym podporządkowania swoich celów, celom takiego właśnie świata. Oczekuje rezygnacji z bycią sobą, rezygnacji ze swoich własnych wizji i pragnień, a w tym celu nakręca, motywuje, manipuluje naszymi umysłami, szkoli, narzucając marzenia, cele w taki sposób byśmy nie zauważyli, że to są nie nasze pragnienia. Wystarczy oglądąć telewizję, czytać gazety, uczestniczyć w społecznym życiu, a i tak taki się staniesz - jak reszta, bo ulegniesz reklamie, widocznemu i niewidocznemu praniu mózgów.

Świat oczekuje od ciebie przede wszystkim bycia konsumentem, z wyolbrzymionymi potrzebami. Wyolbrzymia je w każdej dziedzinie na tysiące sposóbów. Doświadczasz tego na porządku dziennym i ulegasz temu, bezkrytycznie, bezwarunkowo, bezrefleksyjnie – na całe życie. Na całe … chyba, że nacierpiałeś się już na tyle, by cię to obudziło, z tego głębokiego, wypełnionego materią i cudzymi celami snu, z pustego, nieszczęśliwego, smutnego, martwego żywota.

Czy jest możliwa rewolucja w twoim życiu? Odwrócenie wszystkiego do góry nogami, czy jest możliwy bunt?

Jest to możliwe, ale wcześniej potrzebne jest doświadczenie – nie teoria, ale doświadczenie na sobie cierpienia. Jest ono potrzebne, tak jak mówią mistycy, by zrozumieć, iż jest niepotrzebne.

Cierpienie jest wynikiem uzależniena, przywiązania ludzi do schematów myślowych, do wizji życia, do podglądania życia innych i brania z nich przykładu. Jest wynikiem uzależnienia od postrzegania większości, tego, jacy są i co mają. Pracuje nad tym społeczeństwo, a więc politycy, władze świeckie i religijne, systemy kształcenia i wychowania. Zakrywa się naszą indywidualność osobowością społeczną, celami i aspiracjami demokratycznej większości, albo tej, wg nich, lepszej, lepiej żyjącej części, awangardy. Pracują skutecznie nad tym media.

W ten sposób występujemy przeciwko sobie, choć tego nie widzimy, bo inni też tak mają. Tak ukształtowani, zaprogramowani, zmuszamy siebie samych, do … pogodzenia się z losem: do kredytów, do pracy za marne wynagrodzenia, które nie pozwalają żyć na poziomie wytyczonym przez reklamy. Programują nas przykłady ludzi rzekomego sukcesu (kosztem ciągłego i dużego stresu, a więc z czasem utraty zdrowia, zaprzedania siebie, prawie całego swojego czasu pracy i spłacaniu zaciągnietych długów, nieraz na całe życie).

Styl życia społeczeństw Zachodu to droga przez materię, poświęcenie siebie, swojego psychicznego i fizycznego zaangażowania w 100% osiągnięciu statusu społecznego ukształtowanego przez media, reklamy, filmy, przykład otoczenia i przez szkolenia motywacyjne, tzw. rozwój osobisty.

Taki człowiek żyje cały czas dla celów materialnych, a jeśli mówi mu się o rozwoju, to również w tych sferach mentalnych nastawionych, koncentrujących się na osiąganiu.

Gdy przyglądamy się społeczeństwom to widzimy, że dominującą tu cechą jest cierpienie spowodowane stresem, bólem ciała (choroby cywilizacyjne) i coraz bardziej zauważalnym cierpieniem psychicznym. Krótkotrwałe przyjemności z osiągnięcia celów, nawet tych dużych, na dłuższą metę nie uszczęśliwiają.

Ludzie na Zachodzie nauczyli się grać, pokazywać uśmiech, mówić o szczęściu, a gdzieś głębiej w nich wyczuwa się głęboki smutek, brak radości życia, brak uczuć, wiele braków. Uzewnętrznia się to coraz większą nadwagą i otyłością, rozchwianym zdrowiem, poszukiwaniem pomocy u terapeutów, uzależnieniem się od leków farmaceutycznych, np. środków przeciwbólowych, od używek, od śmieciowego i sfałszowanego smakiem jedzenia, od telewizji i internetu, od wiedzy głoszonej przez innych, właśnie w miediach.

Ludzie wiedzą wszystko o zdrowym odżywianiu i stylu życia, a jak wygląda ich zdrowie i styl życia?

Lecz coraz częściej też ci ludzie, ukształtowani prawie jak roboty, jak maszyny na bycie posłusznym celom społeczeństw, władzy, pracującym dla dobrobytu właśnie władzy i społeczeństw, a nie dla siebie, osobistego i trwałego szczęścia poszukują innej drogi.

Stąd tendencja do powrotu do natury, do oderwania się od wyścigu szczurów, biegania za materią, stąd odwoływanie się do tradycji duchowości Wschodu: do Jogi, do buddyzmu, do Tao, do Zen, do medytacji i poszukiania tam sensu życia, do oderwania się od materii. Stąd tendencja do poszukiwania drogi do samego siebie, do odpowiedzi na pytanie: kim naprawdę jestem? Czy jestem tylko robotem, trybem w społecznej maszynie, ogniwem w łańcuchu, niewolnikiem? A może … indywidualnością, kimś z natury szczęśliwym, radosnym, błogim, kochającym i … zdrowym, bo zharmonizowanym, będącym w pokoju ze samym sobą i z całością, niewykorzystującym innych i niebędącym wykorzystywanym?

Czy jest możliwa rewolucja w moim życiu? Czy jest możliwe, by pogodzić wygodne, w miarę zasobne życie, lecz w taki sposób, by oderwać się od szaleństwa poświęcania pracy kilkunastu godzin na dobę i zaangażowania mentalnego przez prawie całą dobę, gdzie nawet we snach, nie ma oddechu od spraw materialnych i by mieć czas dla siebie?

Czy mogę odwrócić te stresujące i niezdrowe tendencje? Czy mogę się stać wolnym, czy mogę być wreszcie sobą? Czy mogę wreszcie przestać być motywowanym i zmotywowanym, by ciągle robić niechciane, nielubiane rzeczy, by ciągle wychodzić poza strefę komfortu, ciągle rezegnować z łatwego na rzecz trudnego, by ciągle dokonywać stresujących wyborów, by ciągle się szkolić, by ciągle manipulować swoim umysłem, by się stać takim jak inne roboty, by mieć to, co inni? Czy wreszcie muszę poświęcać obecne życie, temu następnemu w niebie? Czy muszę kupować sobie zbawienie?

Czy ciągle muszę poświęcać słuchanie głosów - instynktów swego ciała, swojej intuicji, głosów swojej własnej natury na rzecz wrzawy otoczenia, tłumu autorytetów nawołujących do ciągłej koncentracji na przyszłości?

Czy mogę w tym całym materialnym kontekście cieszyć się chwilą, być szczęśliwym, będąc tym, kim jestem i tym, co mam, by porzucić hipotetyczną i nieuszczęśliwiającą (bo już doświadczyłem swoim własnym i innych cierpieniem, że tak właśnie jest) wizję przyszłości na rzecz TERAZ?

Tak, jest możliwy spokój, harmonia, cisza, powolny krok w tym zagonionym świecie.

Jest możliwe bycie indywidulanością wśród tłumu, gdzie żyjesz dla siebie, a nie dla anonimowych jednostek.

Jest możliwe bycie sobą. Jest możliwe wygodne życie, z większością czasu dla siebie, dla rodziny, dla kochanych osób, by się spełniać, by po prostu być. Jest możliwe życie, w którym poświęcasz czas na odpowiedź na najważniejsze pytania i gdzie odpowiedzi przychodzą same, gdy odkrywasz, że wcale nie trzeba zadawać pytań, że nie trzeba gonić, że można nic nie robić, nie czekać, nie wybierać, nie uczyć się, nie motywować, nie osiągać, bo okazuje się, że i tak wiosna przychodzi w swoim czasie, że wcale nie musisz, a nawet nie możesz pomagać kwiatom by zakwitły, że nawet trawa sama rośnie, bez twojego w to zaangażowania.

Niczego nie musisz.

Jest możliwe życie bez pełnienia jakiejkolwiek misji i bycie szczęśliwym. Jest możliwy taki sposób życia, iż wszystko, co ci potrzebne, wszystko co naprawdę ważne, nawet materia, przychodzi do ciebie samo, właśnie wtedy, gdy nie oczekujesz, gdy nie biegniesz, gdy się nie napinasz.

Jest możliwy taki sposób życia, iż odkrywasz, że szczęście jest twoją naturą, a nie efektem twoich wysiłków i pracy dla innych, że tak samo jest ze zdrowiem.

Te odkrycia dają wolność.

Czy myślisz, że tylko ty poszukujesz takiej drogi, takiego życia? Czy poszukują go miliony innych robotów - cierpiących ludzi?

Nie. Poszukują go wszyscy. Naprawdę wszyscy, lecz rzadko, kto ma odwagę, by przestać robić, przestać identyfkować się ze wszystkimi robotami, z celami i marzeniami innych ludzi, które nieopatrznie, nieświadomie stały się naszymi, twoimi.

Tak rzeczywiście jest, gdy się głębiej przyjrzymy samym sobie, to 99% marzeń i celów odpadnie, bo nie są nasze, bo służą tylko zaspokojeniu naszego ego, bo służą opinii o samym sobie i innych, służą temu, by zrzucać odpowiedzialność z samego siebie, a obarczać nią rządy i wszystko „inne”, i „wszystkich innych”.

Pretekstem do porzucenia takiego życia, do nabrania odwagi do rewolucji, do buntu jest zawsze cierpienie mentalne, psychiczne, beznadzieja, poprzedzone głębokim bólem fizycznym, chorobą, nieuleczalną, ciężką, śmiertelną chorobą. Tak bywa i to nader często.

Oczywiście nie musimy czekać, aż taki moment nadejdzie, wystarczy odszukać siebie i zadać sobie pytanie: Czy tak jak żyję i to co robię obecnie jest zgodne z moją prawdą, ze mną, z „ja” takim jakim jestem? Nie tym ukształtowanym, wyedukowanym, wychowanym w określonym duchu i kulturze, zaprogramowanym, ale tym czystym, nieskażonym żadną wiedzą i wiarą istnieniem: czystym „nikim”, dzieckiem, tym, kim przyszedłem na świat i tym, kim z niego zniknę.

Tego podświadomie poszukujemy. To pytanie nas ciągle nurtuje, nie daje spokoju w chwilach ciszy i wytchnienia, choć życie wokół i lęk to wołanie zagłusza, a ego każe uciekać, właśnie w tłum, w różne misje i marzenia, we wtłoczone programy.

Czy jest możliwe połączenie dwóch światów: świata materii i świata szczęścia, radości, harmonii, ciszy, spokoju – świata Zachodu, ze Wschodem?

Jest możliwe, tak jak to się dzieje w naturze, bo tak naprawdę świat jest jeden, tylko my się podzieliliśmy, wybraliśmy albo świat materii, albo świat ducha. Jedną stronę obrał Zachód, drugą Wschód i walczyły one ze sobą, ale walczyły i walczą w nas. Mimo zaspokojenia potrzeb materialnych, jesteśmy nieszczęśliwi.

To dowód na to, iż odrzucamy coś, właśnie tę drugą stronę, ten drugi świat, część siebie, to dowód, że dokonujemy wyborów i dokonujemy ich przeciwko sobie, tej prawdziwej, pełnej, świadomej naturze. To dowód, że brak nam odwagi do bycia szczęśliwym, bo szczęście nie jest lubiane, mimo, że się ciągle o nim mówi, bo szczęście pozbawia nas współczucia otoczenia. To dowód, że żadne wybory nie są potrzebne, że wystarczy zaakceptować wszystko, i tę jedną i drugą stronę – wschód i zachód słońca, dzień i noc, a tak naprawdę, że wystarczy zaakceptować siebie takiego, jakim jesteśmy, że jesteśmy „nikim”, a jednocześnie „wszystkim” – „pełnią”.

Można też przestać wybierać, poddać się, płynąć z życiem, nie walczyć, zaufać. To wydaje się trudne, bo jesteśmy inaczej wychowani, zmotywowani, nauczeni, przekonani, bo jesteśmy logiczni, zamiast uczuciowi … To jest ta druga strona medalu, praktykowana na Wschodzie. Głęboka, duchowa ekstaza, lecz w biedzie, z dala od pogardzanej materii.

Lecz doświadczyłeś już pewnie (może jeszcze nie, bo nie nacierpiałeś się jeszcze za dużo, bo jeszcze cię kręci motywacja ku celom i marzeniom), że wszystko w naszym życiu jest odwrotnie. Przychodzi do naszego życia, nie to, co chcemy, lecz to, czego się lękamy, że nieszczeście zapewnia nam profity, że nieszczęścia jest na świecie więcej, że zła jest więcej, i że to inni są źli, nienawistni, że to przez nich nie masz tego, czego pragniesz. A to tylko efekt twoch lęków, twego nastawienia na osiąganie, twego napięcia i depresji z powodu braków, błędów, porażek, upadków, niespełnienia, niezaspokojonych pragnień.

Czy tylko my poszukujemy, czy tylko my pragniemy spełnienia?

Poszukiwali i znaleźli mistrzowie. Mistrz to ktoś, kto pomaga ci oduczyć się wszystkiego, czego się nauczyłeś. Jest przeciwieństwem nauczyciela. Choć prawda jest taka, iż bez nauczycieli nie będziesz poszukiwał mistrza, bo potrzebujesz  najpierw zbłądzić, by odszukać drogę. Nauczyciele prowadzą cię na manowce, mimo, że są pełni dobrych intencji, że się bardzo starają, to jednak psują.

Przy mistrzach, tych na żywo, lub w energiach między zostawionymi przez nich w księgach słowami, odnajdujemy siłę i drogę, pamagają odrzucić zniewalające nas programy.

Poszukujemy my, poszukują wszyscy, lecz poszukują również ci po drugiej stronie, ci, którzy cię zatrudniają, ci, którzy doświadczyli gonitwy na sobie i teraz chcą dać możliwość zaspokojenia minimum materii, będąc tym kim jesteś – nawet „nikim” jak na standarty społeczne.

Dzięki ich kreatywności i wizji, właśnie dzięki wizji jedności światów, dzięki porzuceniu dualizmu, dzięki temu, iż zauważyli, że niczego nie da się podzielić, że wszystko istnieje połączone, iż materia i duch są jednym, że duch jest w materii, a materia musi istnieć, by się duch miał w czym przejawić, pojawia się coś nowego, innego, nie coś nowego w świecie, lecz coś nowego w nas: odkrycie nas samych, a co za tym idzie odkrycie prawdy o świecie.

Znam na razie tylko jednego człowieka z taką wizją świata, który w tysiącach swoich wystąpień o tym mówił, i w setkach książek o tym pisał. Kilkanaście lat temu poznałem również człowieka, tym razem osobiście, który tę wizję realizuje, nie tylko dla siebie, lecz dla innych.

Mówię o tym, bo to szansa, dla mnie, dla ciebie, dla całości.

Dzięki tej wizji i tej praktyce – i stworzonej na takim gruncie firmie jest to możliwe. Oczywiście możliwe tylko dla tych, którzy są świadomi życia bez podziałów, którzy mają to w sobie, którzy tacy są, którzy nie tylko pragną, ale doświadczają bycia będąc niepodzielonymi, godząc Zen z materią, bo tym w istocie Zen jest – jest całością. Jest całością w człowieku – świadomością współpracy, współistnienia materii i ducha, bycia jednym.

Tu wszystko jest jednym: świadomość„ja”i „innych”, rzeczy, pieniędzy i wygodne życie, bez wyrzekania się czegokolwiek, ale też i gonienia za czymkolwiek. Tu i teraz można poczuć, że nasze ciało, umysł i dusza są, mogą być, w jednym miejscu.

Wtedy z Zachodu zostaje materia, bez całej tej otoczki walki, napinania się i gonienia, motywowania, wytyczania celów, wychowywania, nauczania, programowania. Pozostaje i nam służy. Bo tym w istocie ma być, ma nam służyć, ma czynić życie łatwym, tak jak to było miliony lat temu w naturze, tak jak to było w raju.

Zachód całą swoja nauką, zdławił ten raj, zarzucił go hasłami i działaniami, wprowadził do raju walkę, zdobywanie, okradanie i pokonywanie innych. Wprowadził i podzielił wszystko wg swoich kryteriów – kreterium korzyści i osiaganego satusu, stylu życia, stanu posiadania. Wprowadził zamęt w prostotę, wprowadził strach i wyparł nim miłość, wolność, harmonię, spokój, ciszę. Uczynił w ten sposób z indywidualności tłum, wychował go na swoje własne potrzeby.

Materia, wolna od filozofii materia, łaczy się z duchem Wschodu i odradza się całość. Powraca raj.

Jest to możliwe. Jest to prawdziwe. Bo jeżeli doświadczył tego przynajmniej jeden człowiek, to musi być to prawdziwe. A doświadczają setki i tysiące …

Głęboka radość, ekstaza, jedność ze wszystkim, co nas otacza, harmonia w nas samych, zrozumienie tego, iż jesteśmy całością: ciałem, umysłem i duchem, że istniejemy jako kropla w oceanie dusz i wokół nas, sprzyjająca nam materia, świat zewnętrzny zharmonizowany z wewnętrznym. Głębokie duchowe „tak”, akceptacja, niewybieranie, nie działanie dla działania i zdobywania, lecz działanie z potrzeby chwili, po prostu bycie tu i teraz, oto Zen.

Napisałem tysiąc słów, a to co napisałem można przedstawić w krótkim czterowierszu mistrza zen, Zenerina:

Siedzę w ciszy,

Nic nie robię,

Wiosna przychodzi,

A trawa sama rośnie.  


To tyle o materii, o Zen, o zdrowiu i połączeniu tego wszystkiego w życiu.

Pozostawiam cię samego z moją informacją, i taką rzeczywiście jest: informacją o pracy, o udziale w wizji łączącej Zen, z działaniem, z zarabianiem na życie i  jednocześnie byciem w idei Zen, byciu sobą w ciszy, niedziałaniu.

Jeśli to, co napisałem dotyka cię, przeszukaj bloga a pod hasłami zen, znajdziesz albo odpowiedzi, albo informacje, a być może i możliwości – to zależy od ciebie.

To tyle.

Piotr Kiewra

wtorek, 24 października 2017

Koniec z workiem leków!


Kilka lat temu na jednym ze spotkań dotyczących zdrowia, od zupełnie obcej osoby usłyszałem historię jej matki.

Dzisiaj mi się przypomniała, bo usłyszałem całkiem podobną, od jeszcze innej kobiety.

Te dwa zdarzenia przekonały mnie, by o tym opowiedzieć. Być może te przypadki pomogą też innym.

A przy okazji odkryłem „całkiem nowy” sposób samouzdrawiania.

Oto co przekazała nam kobieta:

Kiedyś moja mama zachorowała. Zawsze była zdrowa, a jakieś dolegliwości – jeśli się pojawiały - leczyła babcinymi sposobami, czosnkiem, ziołami, głodówką, więc nigdy nie chodziła do lekarzy i tym razem nie chciała, lecz w końcu po namowach całej rodziny, dała się przekonać. Szybko wyzdrowiała, ale po jakimś czasie znowu coś się przyplątało. Odsiedziała swoje w kolejce do lekarza, ten coś przepisał i znowu wyzdrowiała. I tak to się od tej pory działo – poprzez przekonywanie różnych ciotek, sąsiadek i innych „wyedukowanych” i przemądrzałych członków rodziny, uwierzyła w lekarzy.

Z czasem uwierzyła w nich mocniej, bo była coraz częstszym u nich gościem. Jej zdrowie podupadało. Wszyscy wokół i lekarze mówili, że to normalne, bo wiadomo: wiek, zanieczyszczenie środowiska, zatruta żywność, itd., no i oczywiście, koronny argument, że „przecież wszyscy chorują”.

No i faktycznie, zdrowie było coraz gorsze,  chorób przybywało.

Chodziła moja mama do lekarzy: do zwykłych – rodzinnych, do specjalistów, do tych z bliska, i tych z daleka, do tych „darmowych”, i prywatnych. Za każdym razem, z oględzin i przeprowadzonych badań, stawiali diagnozę, lub odsyłali dalej. I … prawie za każdym razem przepisywali leki. Tak to było, a choroby jak nie mijały, tak nie mijały.

Tak leciały mamie lata …Mama ma już ponad osiemdziesiąt lat i wydawać by się mogło, że słabsze zdrowie w tym wieku to normalne, ale pochodzimy z bardzo żywotnej, długowiecznej rodziny, gdzie dziewięćdziesiąt i więcej lat nie były rzadkością.

Mimo leczenia i w domu i szpitalu, mama czuła się coraz gorzej. W ostatnim roku stan zaczął się jeszcze gwałtowniej pogarszać. Nie pomagały następne i coraz droższe leki, najlepsi specjaliści.

Gdy mama poczuła się już całkiem źle, gdy jej waga osiągnęła trzydzieści parę kilogramów, gdy wyglądało na to, że nadeszły już jej ostatnie godziny, próbowałam nadal jakoś ją ratować. Wezwałam pogotowie. Przyjechał lekarz. Zbadał mamę i znowu coś chciał przepisać. Zapytał jednak, zanim wydał receptę, jakie leki mama bierze w tej chwili. Opróżniłam apteczkę, by mu pokazać, to wszystko co lekarze  zaordynowali. Zebrała się tego spora reklamówka wypełniona tabletkami, proszkami, kapsułkami. Lekarz zaskoczony zaniemówił na chwilę i po kilku chwilach kazał odstawić je wszystkie. Nie mogliśmy uwierzyć, że tak trzeba, ale mama od tej chwili przestała zażywać cokolwiek i … zaczęła zdrowieć.

Zaczęła nabierać sił, odbudowała się jej normalna waga, stawała się z dnia na dzień coraz bardziej żywotna, ustąpiły bóle… po prostu czuła się lepiej i wyglądała lepiej. Po kilku tygodniach zaczęła pracować w ogrodzie, chodzić na długie spacery po wsi, plotkować z sąsiadkami. Po prostu … jakby wstąpiło w nią nowe życie. Teraz do łask ponownie wrócił czosnek, zaczęła pić noni. Odmłodniała o dwadzieścia lat … dosłownie „młoda niedźwiedzica na wiosnę”. Pewnego dnia powiedziała: Jeszcze zobaczę wiosenne łąki pełne kwiatów! I tak się stało.


Mijają jej kolejne wiosny, a ona za każdym razem, jak młoda dziewczyna, chadza w kwietniu, maju i czerwcu tańczyć na boso wśród żółtych kwiatów na łące. Tak się cieszy i my się cieszymy tym widokiem.  

I to tyle.

A … jeszcze nie wszystko … Idąc za mamusi przykładem, odrzuciłam swoje leki. tak samo zrobiły moje siostry, kilka sąsiadek, mamy koleżanki. I u nich jest podobnie.

Nikogo nie przekonujemy do odstawienia leków, podajemy jedynie nasz przykład.   

 

Dla mnie ta historia w niczym mnie nie zaskakuje. Anthony Robbins, cytując wiele autorytetów naukowych, a przede wszystkim psychologów, twierdzi, że 70, albo więcej procent leków, to zwykłe placeba, czyli nie mają żadnego pozytywnego działania, a ich „skuteczność” w 100% zależy od naszej wiary w ich działanie, od przekonania ukształtowanego przez lekarza, od opinii innych ludzi.

To, że nie mają żadnego pozytywnego działania, nie oznacza, iż nie mają negatywnego wpływu na nasze zdrowie. Mają. Większość leków to silne trucizny, które szczególnie w dłuższym okresie czasu miast leczyć, wywołują choroby. W najlepszym przypadku, na jedno pomogą a przy okazji na wiele sposobów zaszkodzą.

 Wszystkie chemiczne leki, szczepionki, środki przeciwbólowe mają takie działanie. Jest to napisane na każdej etykiecie leku.

Te kobiety tego doświadczyły, mogą doświadczyć tego inni,  szczególnie wtedy, gdy zażywa się ich dłuższy czas, gdy bierze się wiele leków jednocześnie, gdy nie oczyszczamy się na bieżąco z tego co organizm przechowuje po takich specyfikach, gdy witalność i odporność naszych organizmów jest osłabiona stresem i lekami właśnie.

Gdyby lekarze miast opiekować się naszymi chorobami, bardziej dbali o zdrowie swoich pacjentów (robią to w interesie producentów leków, a często i swoim własnym), takich „cudownych” uzdrowień mielibyśmy mnóstwo. Tak sądzę.

I to, tym razem, tyle. Zdrowia życzę!

 

Piotr Kiewra

wtorek, 15 sierpnia 2017

Punkt widzenia słonia, czyli najbardziej niedożywiony naród świata


Pewna studentka z Polski, szczupła, świetnie zbudowana, zdrowa, sprawna i na dodatek piękna dziewczyna, pojechała do Stanów Zjednoczonych na obóz z rówieśnikami amerykańskimi. Na jej widok, już na miejscu, całe to zaoceaniczne bractwo orzekło, iż ona jest chyba chora i niedożywiona.

Ona natomiast była przerażona, bo zobaczyła … „stado słoni”. Wg jej kryteriów, to oni są chorzy, bo ta chorobliwa otyłość to choroba, to pokaźnych rozmiarów odstępstwo od normy, od ludzkiej natury, to efekt przekarmienia (z tym ostatnim jej stwierdzeniem pozwolę się nie zgodzić, ale o tym w dalszej części), zaś ich słoniowy punkt widzenia mówi - to mrówka jest chora.

Nie będę rozstrzygał tego sporu, bo te kanony dla naszych ciał ustaliła natura a nie człowiek. Nie dzieje się to demokratycznie, nie może, mimo tego, iż słonie mają przewagę nad mrówkami, bo stanowią tam między 60 – 80% całej populacji.

Słoniowatość to efekt nie tylko chorego ciała, ale i umysłu zmanipulowanego przez media i wspierających je psychologów, którzy właśnie w ten demokratyczny sposób przewartościowują odwieczne i naturalne kryteria: skoro grubasów jest więcej, to w takim razie bycie otyłym jest normą.

W takim razie Ameryka ma parę problemów, ma sama ze sobą”: ma chore na nadwagę i otyłość społeczeństwo, oraz ma też chorych psychologów, którzy starają się jak mogą, by wmówić człowiekowi, iż jest słoniem. Problem w tym, że ten problem jest zaraźliwy i idzie wielkimi krokami w naszą stronę nie zważając na ocean, właściwie to już tu jest. Nasze społeczeństwo to może jeszcze nie słonie, lecz słoniątek widać już coraz więcej.

A teraz o przyczynie. 
Dla mnie jest to proste i tu się nie zgodzę z ową szczupłą, polską studentką: naród amerykański nie jest przejedzony, wręcz przeciwnie, jest najbardziej niedożywionym narodem świata.

Naprawdę! Nie żartuję!

Ich nadwaga, ich otyłość, ich chorobliwa otyłość, to efekt niedożywienia. Tak, amerykański problem to niedożywienie – niedobór składników, niedobór bioaktywności w pożywieniu. Tak, typowe amerykańskie żarcie, to tylko bezwartościowe śmieci – przetworzone, spreparowane, bez witamin, minerałów, flawonoidów, karotenoidów i wielu innych bioaktywnych składników śmieci, które trudno nazwać pożywieniem. Trudno się dziwić, że tak łapczywie jedzą, że są ciągle głodni, bo przecież ich kierujące się instynktem samozachowawczym ciała domagają się wartościowego pożywienia a dostają coś, w czym nie ma tego, czego potrzebują. I właśnie dlatego ich ciała ciągle wołają: jeść! Jeść!

Jedliby Amerykanie więcej, gdyby nie ograniczone pojemności ludzkich żołądków i brak czasu, bo doba okazuje się za krótka na zjedzenie tego, co chciałoby się zjeść.

Tylko niedożywiony człowiek może tyle jeść! Przekarmiony nie dałby rady.  

To pokazuje kolejny problem: Jak zmanipulowane, ubezwłasnowolnione są społeczeństwa zachodnie. Ludzie tam są zaprogramowani jak maszyny, roboty. Ich umysły łykają wszystko, co im zaproponują reklamy, pseudonaukowe rewelacje potwierdzające wartość tego, co zamknięte w szczelnych, kolorowych opakowaniach. Te niby naukowe fakty to bzdury kupione od sprzedajnych nibynaukowców, kupione przez koncerny bogacące się na handlu śmieciami do karmienia słoni.

I dlatego mrówka, która się tam pojawia zakłóca cały ten misterny spisek, bo pokazuje, jakie są naturalne kanony piękna człowieczego ciała.

Jedna polska mrówka mogłaby uczynić wiosnę za oceanem, ale … słonie wolą się śmiać z mrówki. Dlatego mówiłem też o chorych głowach, zaślepionych głodem. Nie widzą już niczego poza miską. Nie przeszkadzają im już brzuchy uniemożliwiające ujrzenie na własne oczy swoich własnych nóg, bo kto by chciał się przyglądać sobie, gdy całą uwagę zaprząta tylko jeden przedmiot: miska, talerz.

Tak uważam, iż jest to spisek. Ktoś wynalazł sposób by się pozbyć ze świata nadmiaru ludzi dajac im do jedzenia dowolną ilość jedzeniopodobnej papki . Przemysł nadąża z produkcją. Tak przemysł, bo coraz mniej w tych produktach jest tego, co wytwarza rolnictwo. W mięsie jest 30% mięsa, podobnie w innej spożywce, reszta to różne śmieciowe dodatki: wzmacniacze smaku, barwniki, wypełniacze i uzależniacze, itp., itd. 

Tak, te słonie są skazane na wymarcie … z głodu.

I to byłoby na tyle.

 

Piotr Kiewra