piątek, 30 grudnia 2016

Łatwo jest być chorym

Łatwo jest być chorym, bo twojej chorobie sprzyjają lekarze*, twoi bliscy, twoje przekonania, twój styl życia, to, co zjadasz i twój strach. Przede wszystkim strach.

Jeśli lękasz się choroby, to już ją projektujesz. Lęk przed chorobą jest jej projektem. Właśnie tak potężny jest nasz umysł. Owszem on potrafi kreować też pozytywy, lecz do tego potrzebna jest pozytywna myśl, radość, miłość i brak lęku.

100 % chorób ma swoje pochodzenie – źródło, w umyśle.

Dlatego bycie zdrowym jest trudne, bo potrzeba pozytywnego nastawienia, bycia pozytywnym, bycia wobec życia na TAK, a o to trudno, bardzo trudno.

Jest tak z kilku powodów.

Po pierwsze: zdrowie jest stanem bycia, co oznacza porozumienie – równowagę ciała, umysłu i czegoś subtelnego, duchowego, subiektywnego (najczęściej nazywanego duszą).

Po drugie: zdrowie jest stanem, którego (z powyższych względów) nie można zdefiniować. Nie można więc, do niego dążyć i nie można niczego z nim zrobić. Ono nie poddaje się działaniu, nie ma do niego drogi – przychodzi samo, gdy spełnione są określone warunki (dla każdego człowieka inne, bo człowiek to indywidualność, nie ma dwóch takich samych ludzi, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie, i duchowo).

Po trzecie: nie można go pragnąć (również z powyższych względów), bo każde pragnienie jest wynikiem lęku (a lęk prowokuje choroby. Pragnąc zdrowia przyznajemy tym samym, iż go nie mamy, i że jest w nas lęk), a jak mówią mistycy – naturą pragnienia jest niespełnienie. Czyli pragnąc zdrowia otrzymujesz odwrotny skutek – chorobę.

Ponieważ jednak zdrowie jest naszą naturą, naszym programem, a podejmując jakiekolwiek starania, ten program – mechanizm, psujemy, łatwiej o nie eliminując to, co sprzyja chorobie, eliminując przyczyny chorób. Łatwiej o zdrowie żyjąc jak najbliżej natury, w zgodzie z naturą, w tym też w zgodzie z naturą naszego ciała.

Lecz to jest trudne dla przeciętnego człowieka, ale i dla współczesnej medycyny nastawionej na stosowanie leków chemicznych, na leczenie objawów, a nie na usuwanie przyczyn. Trudne, ponieważ człowiek oderwany od swojej duchowej istoty, wychowany w pogardzie dla ciała, w braku poszanowania jego, jako świątyni, nie rozumie siebie, nie rozumie swego ciała, jego potrzeb, jego języka, jego madrości. To powoduje, iż bardziej mu przeszkadzamy, niż jesteśmy w stanie pomóc działaniami. A najbardziej przeszkadza ciału traktowanie umysłu jako władcy absolutnego poprzez którego staramy się wpływać na ciało, decydując np. zamiast instynktu, o tym co mamy jeść. Przeszkadza ciału zbyt duża wiedza gromadzona w umyśle, której człowiek częściej używa przeciw ciału niż w sposób zdrowiu służący. Tą częścią umysłu są nasze przekonania, a te trudno zmienić, bo trudno zrozumieć, że ciało samo potrafi zadbać o zdrowie, jeśli się uszanuje jego autonomię, jego mechanizmy samoregulujące, samouzdrawiające, jego naturę i fakt, iż jest ono pochodną natury, a natura jest źródłem jego zdrowia.

Łatwiej jest chorować, bo choroba będąca zakłóceniem równowagi, manifestacją braku zaufania do ciała, do programu służącemu zdrowiu, do natury, objawia się w ciele w konkretnej materialnej postaci, czego nie można powiedzieć o zdrowiu – ono nie ma żadnej materialnej postaci, żadnych objawów (można jedynie stwierdzić brak objawów chorobowych, co nie oznacza jeszcze zdrowia).

O chorobę łatwiej, bo nią można się zająć, można wykonać wokół niej, jak i siebie, wiele działań. I co chyba najbardziej istotne, dzięki chorobie można wiele osiągnąć, można odnieść wymierne korzyści. Oczywiście są to pozorne korzyści, iluzje, ale takimi właśnie iluzjami żyje współczesny człowiek, nie tylko współczesny. Od zarania dziejów człowiek żyjący w społeczeństwie karmił się iluzjami, karmił nimi swój umysł, swoje ego.

Bycie na NIE, oczekiwania wobec siebie i innych, pragnienia, wspomnienia, zmartwienia, poczucie osamotnienia i lęk, to stan umysłu, a ciało jest tylko jego odzwierciedleniem, jest jak papuga, która to wszystko powtarza i przetwarza na język materii.

Dlatego bycie chorym jest łatwe. Jest łatwe, bo to, co powyżej wymienione jest bardzo powszechne.

90% ludzi pragnie chorób. Oczywiście nie pragnie ich w sposób świadomy. 

Przyciągamy je podświadomie do siebie, bo dają nam profity: współczucie, zainteresowanie otoczenia, tematy do rozmów i okazję do wyrażenia potrzeby opieki, pomocy, bycia blisko innych ludzi, choćby innych chorych i bliskich. Będąc chorym można się wymigać od pracy, od aktywności, od kreatywności, od pełni życia. Będąc chorym łatwiej o przyjaźń z lenistwem, ale i milionami myśli o złu świata i innych ludzi. 

Jest i też, oczywiście, odwrotnie: będąc w przyjaźni z negatywną myślą o sobie, o świecie, o innych ludziach, lenistwem, nudą, jesteś – siłą rzeczy – w przyjaźni z chorobą.

Będąc chorym łatwiej o kontakt z innym człowiekiem, łatwiej o przyjaźń, łatwiej o bycie w tłumie ludzi.

Człowiek zdrowy nie wzbudza takiego zainteresowania jak chory. Jest nawet na odwrót, człowiek zdrowy, tryskający zdrowiem, wzbudza nienawiść, a przynajmniej obojętność. Jest obcy, bo jest inny. Wydaje się być egoistycznym, a jest to tylko pozór, bo właśnie choroby idą w parze z ego. Im większe ego, tym łatwiej o chorobę, bo poprzez ego skupiasz się na sobie, na tym, jak przyciągnąć do siebie owo zainteresowanie i współczucie, przyjaźń i miłość innych. Bojąc się tego, iż nie mamy czego ofiarować, pragniemy przyciągnąć uwagę innych  i wybieramy łatwiejszą drogę – ścieżkę choroby. 

Dzieje się to podświadomie, a sprzyja temu właściwość naszego umysłu: strach. Przede wszystkim boimy się samotności. Bojąc się jej jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by nie być samotnym. W tym wszystkim mieści się też i choroba, przede wszystkim choroba.

Człowiek zdrowy ma w sobie więcej miłości do siebie, do swojego ciała, traktuje ciało jak świątynię, więc ono mu odpłaca, tym, co ma najlepszego: energią, dobrą, zdrową energią. I odwrotność też jest prawdą: człowiekowi, który potrafi być samotnym, rozumie to, że samotność jest naszą naturą, łatwiej o zdrowie, bo łatwiej mu ofiarować innym miłość, niż jej oczekiwać od innych.

Człowiek chory, człowiek przekonany o trudach swego losu, człowiek, który odpowiedzialność za swoje zdrowie widzi w innych, widzi na zewnątrz, w medycynie, w środowisku, w świecie, siłach wyższych, nie ma energii. Jego ciało czuje się odrzucone, mądrość ciała jest niezauważana, jego instynkty nie są wysłuchiwane, jego zdolność samouzdrawiania odrzucona. Wtedy tej energii brakuje. Nie ma witalności – nie ma zdrowia. Bo zdrowie to witalność, to natura.

Ciało pochodzi z natury, więc tylko natura i rządzące nią prawa prowadzą w stronę zdrowia. Można powiedzieć, iż zdrowie to stan natury w ciele i umyśle. Jeśli nie ufamy naturze, ciału, sobie, siłom witalnym, ono odpływa. Nie można sterować ciałem przy pomocy wiedzy, strachu, innych ludzi i chorych przekonań, bo wiedza – przynajmniej na stan obecny, to jeden wielki stek bzdur, ponieważ każde ciało jest inne, każdy człowiek jest inny. Każde ma inne potrzeby i potrafi je okazywać i zaspokajać, tylko nie wolno mu w tym przeszkadzać i go truć, chemią i negatywem, lękiem.

To jest jedyny warunek. Jest nim ufność. Jeśli ufności nie ma, jest choroba. Dlatego tak o nią łatwo. Dlatego tak trudno o zdrowie. Zdrowie idzie w parze z ufnością, miłością. Choroba idzie w parze z lękiem, z wiarą w pozorną wartość wiedzy, z bycia w niezgodzie z naturą. Taka wiara jest nieufnością wobec natury.

Zdrowie jest stanem naturalnym. Choroba jest naszą projekcją.

By mieć zdrowie nic nie trzeba robić ponad to, co naturalne. By być chorym jest wiele do zrobienia z tych rzeczy, które naturalnymi nie są. A jednak o chorobę łatwiej, ze względu na właściwości naszego umysłu. Tylko on jest za to odpowiedzialny, więc jeśli go w nadmiarze słuchasz, masz problem.

Dlatego, jeśli lubisz chorować poszukuj wiedzy, nie szanuj natury i świątyni swego ciała.

Natomiast, jeśli wolisz być zdrowym, zaufaj naturze, intuicji, instynktowi, swemu ciału. Kochaj je i wszystko inne. I nie myśl o zdrowiu. Ono samo przyjdzie.

*O tym jak lekarze sprzyjają chorobie, w jednym z następnych tekstów.


Piotr Kiewra

poniedziałek, 17 października 2016

Dobrodziejstwo bólu

Czego najbardziej brakuje człowiekowi?
Ufności, a w związku z tym i mądrości.

Z jakiej przyczyny jej brakuje?
Z powodu ego. Z powodu pychy naszego własnego umysłu, który jest przekonany, że wszystko wie, że ma rację, bo posiadł wiedzę. A ego to strach. Ufamy lekarzom, reklamie, obcym ludziom, nauce, wierzymy w pieniądze, w potęgę umysłu, ale nie swojemu ciału, nie naturze. Wierzymy w umysł, ale nie w siebie.
Czy możliwy jest brak zaufania do siebie i niezachwiana wiara w umysł? Tak, jest to możliwe, gdyż umysł nie jest nami, umysł jest tworem społecznym, cudzą wiedzą. 
Tę cudzą wiedzę człowiek ma za mądrość.

Tymczasem wszystko jest odwrotnie.
Dosłownie wszystko.

Ciało człowieka ma swoją mądrość. Jest nią instynkt.
Jest w człowieku jeszcze większa mądrość: intuicja, świadomość.
Lecz jak już powiedziałem, nie mądrość bierze górę, nie instynkt i intuicja, lecz przekonania naszego umysłu, a te są fałszywe - odnośnie naszego zdrowia i wielu innych dziedzin życia, są fałszywe.

To te fałszywe przekonania, najczęściej, w dziewięćdziesięciu iluś tam procentach, czyli nasz sposób myślenia (stres, strach, lęk, zmartwienia, negatywne emocje: nienawiść, zazdrość, urazy) wywołują problemy w ciele, a więc i ból. Lekarze to mówią wyraźnie: choroby mają podłoże psychiczne (psychosomatyczne).

Jesteśmy głupcami z powodu niepodzielnej władzy umysłu. Natomiast człowiek twierdzi inaczej, że to umysł jest źródłem mądrości. I tu jest pies pogrzebany: umysł jest wiedzą, a wiedza nie jest mądrością, jest tylko wiedzą, najgorsze jest to, iż jest cudza. Mądrość bierze się z doświadczenia, a nie z wiedzy, instynkt jest z doświadczenia, intuicja ze świadomości, jest mądrością serca i duszy, jest prawdą, prawdą o całości.

A teraz do rzeczy. Dzisiaj o bólu.

Czym jest ból, a czym nie jest?

Ból nie jest chorobą.

Jest informacją. Jest informacją o zakłóceniu równowagi. Ból wskazuje, że jest jakaś przyczyna dysharmonii.

Czym jeszcze jest ból?

Ból jest lekiem.

Czyli są tu trzy rzeczy:
Ból nie jest chorobą, więc nie powinien być leczony, osłabiany, eliminowany.
Ból jest informacją, więc czemuś służy – odnalezieniu jego przyczyny.
Ból jest lekiem, więc powinien być wzmacniany.

A jakie są nasze przekonania? A jaka jest praktyka, również praktyka współczesnej medycyny?

No właśnie, wszystko jest odwrotnie.

Jeśli chcesz się samouzdrowić, przywrócić sobie zdrowie, to znajdź przy pomocy tej informacji jaką jest ból, przyczynę choroby i wyeliminuj ją. Wyeliminuj przyczynę bólu, a nie ból, bo ból nie jest chorobą.

Po drugie, zastosuj ból jako lek. Ból wskazuje nie tylko samą chorobę, jej przyczynę (potrzebna ufność do własnego ciała i inteligencja – intuicja, by odnaleźć przyczynę, by dojść po nitce do kłębka), ból wskazuje środek leczniczy, jakim sam jest. W związku z tym należy go wzmacniać.

Przykładów wzmacniania bólu mamy tysiące, podpowiada nam to własne ciało:

- Gdy biegniesz, wykonujesz jakiś ruch z dużą intensywnością, albo wystarczająco długo, to boli. Na tej zasadzie opiera się cały sport wyczynowy, każdy sport, każda adaptacja ciała do wysiłku. Ruch jest lekiem, bo w czasie ćwiczeń ciało, mięśnie, kości i organy cierpią, bolą, i w ten sposób się leczą, adaptują, wzmacniają.

- Gdy cię boli, ciało wskazuje ci miejsce ucisku, dotyku, poklepywania, nawet uderzania. Zauważyłeś to, że ręka instynktownie dotyka źródła bólu. Jest to wskazówka.

Pod wieloma względami tradycyjna medycyna, a szczególnie klasyczna medycyna chińska były mądrzejsze od współczesnej, bo wykorzystywały  ten sposób uzdrawiania.
Jest taka metoda, która nazywa się paida – oklepywanie, uderzanie (napisałem o tym, specjalny tekst, wkrótce też nagram filmik, który będzie dostępny na You Tube). Jest ona skuteczniejsza w uzdrawianiu tysięcy różnego rodzaju schorzeń, niż tysiące chemicznych leków. Dlaczego? Bo wykorzystuje ból jako naturalny lek.

Inna metoda chińska to lajin – również opisana na tym blogu i opatrzona filmikiem instruktażowym, także służy wzmacnianiu bólu, jako leku.

Zapamiętaj w takim razie!

Ból to nie choroba. Nie osłabiaj go lekami przeciwbólowymi, nie ignoruj go. Wręcz przeciwnie – wzmacniaj ból, bo jest lekiem.

Gdy go wzmocnisz, osłabnie. Dlaczego? Bo ten lek zacznie działać.

Doświadczyłeś tego w sporcie, w różnego rodzaju ćwiczeniach. Po pewnym czasie, bieg, ćwiczenie nie wywołuje już takiego bólu jak na początku. To jest właśnie sygnał jego skuteczności.

Takich sygnałów możesz mieć dużo, lecz zanim to nastąpi, zmień swoje nastawienie do bólu. Bądź mu wdzięczny, witaj go z szacunkiem, jako pożądanego gościa, bo takim jest. Jest dobrodziejem: przynosi ci ważne informacje o tobie samym, o skutkach twojego sposobu myślenia i stylu życia, a także daje ci bardzo skuteczny sposób na zdrowie, na jego przywrócenie, utrzymanie i wzmocnienie.


Piotr Kiewra

niedziela, 28 sierpnia 2016

Leczenie sercem

Choroba to zmaterializowany strach. Zdrowie to zmaterializowana miłość.

Przyznam się: Nie chce mi się pisać! Jest gorąco, chodzę po zacienionej puszczy, jadę rowerem, spaceruję brzegiem jeziora, siedzę nad wodą, pływam i nie chce mi się pisać.

Nie chce mi się, a przyszedł do mnie temat. Tytuł przyszedł z telewizji, z jakiegoś starego filmu polskiego, a treść przyszła podczas spotkania z ciszą natury.

By nie odkładać niczego na przyszłość, by nie sprzeciwiać się swojej naturze, by nie tracić okazji do cieszenia się spacerem, pływaniem, korzystaniem z wody i słońca – dzisiaj inaczej – w formie filmu z komentarzem.

Przy okazji poznasz trochę tej natury, o której wyżej powiedziałem, trochę ciszy i kolorów Puszczy Rzepińskiej i Uroczyska Ośniańskich Jezior.

Zapraszam na film o leczeniu sercem.


A tu z rozpędu drugi, również nagrany w ciszy natury, nad potokiem, o tym, że zdrowie jest twoja naturą, o tym, co zrobiła z nas cywilizacja i … No tak, ale mówiłem, że nie chce mi się pisać, więc zapraszam na film.




Piotr Kiewra

wtorek, 23 sierpnia 2016

Słońce – naturalny czynnik uzdrawiający

Na świecie coraz bardziej góruje strach. Zaszczepiają go rządy, nauka, urzędnicy, lekarze, a przede wszystkim media i powielający je jak katarynki ludzie. Oczywiście dzieje się tak z powodu pieniędzy.

Strach jest przeciwieństwem miłości, więc gdy mnoży się strach, zmniejsza się pole dla miłości, energii utrzymującej nas przy życiu, łączącej a nie rozdzielającej, kreującej dobro i ujmującej przestrzeni dla zła.

I to z powodu pieniędzy, wykorzystując strach zabiera się ludziom wiele z darów, które od początku świata otrzymali i użytkowali.

Jednym z tych darów jest słońce. Jest ono kreatorem życia na ziemi, nie tylko roślin, ale wszelkiego życia. Dzięki słońcu życie jest możliwe, ono je tworzy,  podtrzymuje, ono odżywia, uzdrawia, chroni przed chorobami, a więc wzmacnia odporność, produkuje endorfiny, a więc przynosi radość do naszego życia, a ponadto światło i ciepło. To słońce jest pierwszym fizycznym dystrybutorem energii miłości i przekazuje ją wszystkim innym podmiotom i przedmiotom na ziemi. Od słońca uczymy się miłości, chłoniemy i przekazujemy dalej, wzmacniamy się nią. Dzięki tej energii rośniemy, rozwijamy się, mądrzejemy.

Przebywanie na słońcu dodaje energii, ładuje nasze akumulatory, choć czasem mamy wrażenie, że jest odwrotnie. Pamiętajmy jednak, że nadmiar ciepła rozgrzewa, a więc odwadnia, bo organizm broniąc się przed przegrzaniem poci się.  Ale wystarcza wtedy odpowiednia porcja wody i znowu mamy poczucie przypływu energii.
No dobrze, mógłbym wymieniać wszystko co dobre, a mamy to od słońca. Gdyby pewnego dnia go zabrakło, byłby to koniec życia na ziemi, byłby to koniec naszego świata.

A niestety ogranicza się nam dostęp do słońca, a na dodatek straszy się nim, w imię pewnych celów. Zmniejsza się nam dawki promieniowania słonecznego, zasłaniając jego dostęp chmurami pyłów przemysłowych i gazów cieplarnianych, rozpylanymi przez samoloty aerozolami (chemitrials), blokując ludziom dostęp do słońca poprzez straszenie ich konsekwencjami kontaktu jego promieni ze skórą.

A ten kontakt jest niezbędny, ponieważ bez słońca nasz organizm nie potrafi normalnie funkcjonować: potrzebuje go nasza skóra, nasze oczy, kości, całe nasze ciało, każda komórka. Nie będę mówił tutaj o pewnych naukowych argumentach, np. o roli witaminy D.

Słońce jest naturalnym czynnikiem uzdrawiającym i chroniącym nas przed chorobami.

Tak samo jak rośliny, cierpimy, gdy jest go za mało. Gdy lato jest pochmurne i deszczowe, a więc jest mniej słońca, wiele roślin cierpi, choruje, nie rozwija się. Tak samo jest z człowiekiem. Stajemy się mniej odporni na choroby.

Straszy się nas słońcem, proponuje go unikać, lub przed nim osłaniać, by zapobiec chorobom, które słońce rzekomo wywołuje. A prawda jest taka, że zasłaniając się kremami z filtrem, uciekając od słońca,, uciekasz od zdrowia w stronę chorób właśnie. 

Okazuje się, że zbyt małe jego dawki, a więc zmniejszona odporność organizmu może sprzyjać powstawaniu chorób, również tych najgroźniejszych.

Miliardy ludzi na całym świecie nie przejmują się naukowymi rewelacjami, kupowanymi przez żądnych pieniędzy producentów kosmetyków i leków, i korzystają ze słońca, bo lubią korzystać z jego siły wzmacniającej. Czują to instynktownie, że słońce ożywia i dodaje sił, uzdrawia, poprawia nastrój, więc nie tylko opalają się, eksponując większe powierzchnie skóry, ale też spacerują, uprawiają sporty, czy po prostu przebywają na słońcu.

Jest to przyjemne. Słońce przynosi radość. Słońce nie zabija, wręcz przeciwnie, przedłuża życie. Oczywiście potrafi też zaszkodzić, ale tylko tym nieprzygotowanym i tym, którzy nie znają granic i nie potrafią słuchać swego ciała.

Zwiększ dawki słońca dla twej skóry. Odsłoń co najmniej 40% powierzchni skóry, na tak długo, by organizm zdążył wchłonąć odpowiednią ilość energii, promieniowania, które nie tylko dostarczy witaminy, wzmocni kości i odporność, doda urody skórze, siły i witalności, zdrowia, ale też uzdrowi.

Rób to systematycznie, najlepiej codziennie i to w porach roku, gdy jest go najwięcej i gdy pada pod największym kątem. Przebywaj na słońcu nie tylko w bezchmurne dni, lecz i w pochmurne, bo i wtedy docierają do nas jego promienie, choć zdecydowanie mniej.

Mówią nam, że słońce przyspiesza starzenie się skóry. Czasem pozory mylą. Gdy poparzysz skórę, gdy przesadzisz z ekspozycjami po dłuższej przerwie niewątpliwie to się może zdarzyć, ale gdy będziesz przebywać na słońcu stopniowo adaptując się do dłuższych naświetlań, a ponadto zadbasz o odpowiednią ilość płynów, to nie tylko nie będziesz się szybciej starzeć, lecz nawet odmłodniejesz.

Owszem skóra dzięki słońcu szybciej wymienia swój naskórek, częściej on się złuszcza, lecz słońca potrzebują też tkanki położone głębiej.  

Potrzebujesz harmonii z naturą, czyli potrzebujesz słońca na swojej skórze, potrzebujesz naturalnej żywności, którą wyprodukowała natura dzięki słońcu, potrzebujesz ruchu oraz światła, ciszy i spokoju natury, jej witalności, która udzieli się tobie.

Zharmonizuj się więc z naturą, niech słońce, ziemia i woda zostaną twoimi przyjaciółmi.

Ø Pokaż słońcu swą skórę a okażesz mu swoje wnętrze, a ono cię uzdrowi.
Ø Pozwól, żywej, nie przegotowanej, będącej w ruchu wodzie przez ciebie płynąć, a ona cię oczyści.
Ø Pozwól ziemi wysyłać jej swoją energię, pozwól swojej energii przepływać do ziemi. Nie izoluj się – pozwól swoim stopom, nagim stopom na kontakt z matką naturą, z prochem z którego jesteś.

Słońce, woda i ziemia oczyszczą twoje ciało i umysł, ze śmieci, również mentalnych i dodadzą ci życia, energii, którą jesteś. Stanowisz z nimi całość, z nich jesteś, nie izoluj się. Nie uciekaj. Jesteś częścią natury, nie zaprzeczaj temu, nie walcz z nią, nie niszcz jej.

Ty jesteś słońcem, wodą i ziemią, a te żywioły są tobą. Zrozum. Bądź więc i ich, i swoim przyjacielem.


Piotr Kiewra 

niedziela, 31 lipca 2016

Żylaki cioci

- Piotrze, czego ja się nie nasłuchałam wczoraj u moich koleżanek. Dwie z nich zaprosiły mnie na urodzinowe ciasto i zamiast się cieszyć, żartować, cały czas marudziły, wspominały brzydkie chwile z ich życia, tak jakby nigdy nic pozytywnego u nich się nie zdarzyło. Cały czas o swoim ciężkim losie, o żylakach, o nadwadze, o nadciśnieniu, cholesterolu i cukrzycy, o złych ludziach.  Pytam się ich w końcu, czy nie mają innego tematu niż żylaki, a one mi, że skoro jestem taka mądra, to, co one mają z tym zrobić, bo już miały operacje i ciągle im nowe wychodzą, że już się odchudzały, a brzuszek się ciągle powiększa, że to chyba jakaś kara za grzechy, itd., itd. Ja im na to: „A czego się można spodziewać, jak się ma siedemdziesiąt lat?”
Powiedz mi, czy naprawdę to jest kara i czy jakoś się z tego można uleczyć?

- Z czego, ciociu? Z tych siedemdziesięciu lat? – zażartował.

- Choćby z żylaków, z nadwagi. – wyjaśniła.

- Nie wiem ciociu, nie jestem lekarzem, ale mogę ci powiedzieć, co podpowiedziałby mi mój instynkt, czy raczej intuicja, gdyby to dotyczyło mnie: otóż, ciało to nie magazyn na śmieci. – zakończył w kilku słowach, z dość tajemniczą miną.

- Nie rozumiem, co mają wspólnego żylaki ze śmieciami? I o jakich śmieciach mówisz? – zapytała poirytowana.

- Oj chyba ten problem nie dotyczy tylko tamtych solenizantek, ciociu, prawda? – odparł pytaniem.

- Oj, oj, chcę tylko wiedzieć, co byś ty na moim miejscu, odpowiedział moim koleżankom. – tłumaczyła się.

- Dobrze, ciociu. Żylaki, nadciśnienie, nadwaga, ewentualne guzy i inne choróbska, to odpowiedzi ciała na gromadzenie w nim różnych rzeczy. Ciało to nie magazyn na złość, nienawiść, zazdrość, na zmartwienia, lęki, strach, oczekiwania, pragnienia, zatrute słowa, na toksyczne myśli. To wszystko ma swoją „wagę”, to wszystko jest coś, co się musi gdzieś podziać. Jeśli produkujesz to, to też gromadzisz, bo przecież jeśli mówisz coś do kogoś, używasz słów, myślisz i wysyłasz to w świat, to wysyłasz też do siebie. Zatruwasz świat, ale przed wszystkim zatruwasz siebie. Gromadzisz to. Gromadzisz jakąś związaną z tym energię, emocje. Ona cię zapycha, gdzieś się odkłada, z trudem się przemieszcza z miejsca na miejsce. Żyły to nie tylko miejsce na krew, tam także krąży jad, który sączymy. Guzy, tłuszczyk na brzuchu to też toksyczne emocje, myśli, słowa, to nienawiść, złość, poczucie winy, urazy wobec siebie i innych.
W tym rozumieniu, żylaki, guzy, otyłość, nadciśnienie, to kara, którą sama sobie wymierzasz za pragnienia, oczekiwania, rywalizację, zazdrość, nienawiść, za ocenianie innych, a tak naprawdę za swoje własne myśli. Im bardziej wypierasz takie myśli z siebie, im większe masz poczucie winy, im więcej w tobie poczucia nieszczęścia, tym większe tworzysz ciśnienie, tym bardziej wypchany jest twój magazyn. Im więcej masz pretensji do świata, tym bardziej nienawidzisz siebie, tym bardziej cierpi twoje ciało, bo to ono jest magazynem i to ono jest ofiarą.

Rada? Oczyścić się, opróżnić magazyn. Przeżyć wszystko do końca, zrozumieć siebie, swoje oczekiwania i pragnienia, i uwolnić się od nich. Przyjrzeć się myślom, zanim wyślesz je w świat.

Jeszcze krócej ci powiem: wszystko, co jest w tobie na „tak”, przepływa przez ciebie i idzie w świat, niczego nie gromadzisz, obdarzasz miłością, tym właśnie ona jest – jednym wielkim „tak” dla wszystkiego. Jeśli jest w tobie „nie”, na jakimkolwiek punkcie, gromadzisz to. Mało tego, im więcej wysyłasz „nie” w świat, to jego bracia i siostry bliźniacy zostają w tobie i to one są tymi żylakami, nowotworami, nadciśnieniem, cholesterolem, cukrzycą, smutkiem, złością, nienawiścią. Żylaki to oznaka, objaw walki, wojny w tobie, to wiadomość o wypełnieniu magazynów trucizną, jadem.

To wszystko. Nie jestem lekarzem, nie mogę cię uleczyć, nie mogę pomóc twoim koleżankom i ty nie możesz im pomóc. Możesz pomóc sobie. Ja ci tylko wskazuję twoje lekarstwo, twoją za siebie odpowiedzialność. Jeśli im powtórzysz to, co powiedziałem, to ci nie uwierzą, spojrzą dziwnie na ciebie, i staną się jeszcze bardziej na „nie” w stosunku do ciebie. Dlatego ich nie naprawiaj, napraw siebie. Stań się na „tak”, a twoje lekarstwo do nich dotrze …

- Aaaaa … - przerwała ciocia. – Aaaa, Piotrze, a ty jednak mówisz do mnie, naprawiasz mnie. Aaa medycyna?

- Tak, tylko, że docierają do ciebie przede wszystkim nie słowa, lecz moje „tak”, moje doświadczanie, moja energia, moje znaki między słowami. Dlatego mi ufasz. Za mną stoi moja własna za siebie odpowiedzialność, harmonia, która jest we mnie, moja cisza i dlatego mi ufasz. Dlatego to do ciebie dociera. Ja tylko odpowiadam na twoje pytania, wychodzę naprzeciw w twoim poszukiwaniu drogi. To tyle.
A medycyna? To idź do lekarzy! Oni ci coś wytną. Oni ci pomniejszą twój magazyn. Lecz „towaru”, „produktów”, „śmieci”, pozostanie tyle samo. – skończył.
- Czyli mam oczyścić magazyny? Mam być na „tak”?

- Tak. Tylko to, a reszta sama przyjdzie. – potwierdził.

- To jest takie proste! Samouzdrawianie jest takie proste! Wystarczy „tak”? – pytała już chyba bardziej samą siebie, niż Piotra. Piotr jednak odpowiedział:

- Tak, ciociu. „Nie” tworzy problemy, mnoży pytania, wszystko komplikuje. „Tak” jest proste, bo jest prawdą, bo jest miłością. „Tak” uwalnia, oczyszcza. Gdy mówisz „tak”, pozwalasz rzece płynąć, gdy mówisz „nie” próbujesz niemożliwego, próbujesz zatrzymać rzekę. Jeszcze nikomu się to nie udało i nie uda. Oprócz żylaków, guzów, nadciśnienia i nadwagi niczego nie możesz od tego działania oczekiwać, a jednak ludzie to robią. Nie wierzą w prostotę, wierzą w komplikacje. Żylaki to taka tama na rzece życia, to oznaka nieufności, niewiary w prostotę życia. 

Żadna inna istota, oprócz człowieka nie tworzy problemów myślami … no dobrze ciociu. Za dużo mówię, w ten sposób komplikuję, bo słowa to komplikacje, to zaprzeczanie prostocie, słowa to tamy, słowa to żylaki.

Słowa i myśli są zaraźliwe, „nie” jest zaraźliwe i dlatego wydaje się łatwe. „Tak” trzeba odszukać w sobie, bo to jest sposób bycia, to jest postawa i dlatego wydaje się trudne, wymaga medytacji. „Nie” dostajemy w prezencie, wszędzie wokół jest pełno „nie” – leży na ulicy, wala się pod nogami, potykasz się o to. „Nie” to nasiona chwastów, łatwo się je wysiewa, wyrywa się, a one i tak same rosną, bo korzenie zostają. Zamiast zajmować się wyrywaniem tego chwastu, lepiej popielęgnować „tak”. Gdy pielęgnujesz „tak” niszczysz korzenie „nie”. I tyle.

Chcesz by znikła przyczyna żylaków, bądź na „tak”, kochaj, akceptuj, nie walcz, ufaj, bądź wolna od oczekiwań, rozluźnij się. „Tak” rozluźnia nie tylko głowę, ale i żyły. „Tak” odchudza, likwiduje guzy, nadciśnienie. „Tak” uzdrawia. „Tak” usuwa skutki, bo niszczy przyczynę, niszczy „nie”.

Widzisz ciociu? Wszystko jest twoim wyborem – wybierasz „nie” – wybierasz wszystko, co się wiąże z „nie”, łącznie z chorobami ciała. Wybierasz „tak” – wybierasz zdrowie, harmonię, radość, szczęście, miłość, wolność, ufność.

TAK

„Tak”, bez żadnej kropki, bez żadnej racji, bez żadnego uzasadnienia. Po prostu „tak”, proste „tak” i nic więcej. „Tak” to uczucie, to energia życia, a nie słowo, czy myśl. „Nie” to filozofia, „tak” to doświadczenie, to mądrość. – Piotr przerwał, bo czuł, że czas skończyć z rzeką słów i walką z „nie”. Dodał jedynie:

- Oto lek na żylaki … - tu okazał jedynie bezdźwięczną ciszę i uśmiechnął się. Ciocia również uśmiechnęła się, otworzyła okno i rozpoczęła swoje oczyszczanie: wydechy, taniec i walkę z poduszką.  Wyszedł ufny, że cisza z jaką zostawił ciocię jest oznaką odszukania drogi do jej wewętrznego „tak”.


Piotr Kiewra

piątek, 15 lipca 2016

Dlaczego istnieją wojny?

Z powodu głupoty ludzi. Nie ma innego powodu. Człowiek to najgłupsze zwierzę na świecie, ponieważ żadne zwierzę nie toczy wojny.

„Zwierzęta nie idą na wojnę. Owszem czasem walczą między sobą, ale są to pojedynki, nie zaś wojny światowe wszystkich wron ze wschodu, ze wszystkimi wronami z zachodu, albo wszystkich psów z Indii, przeciwko wszystkim psom z Pakistanu. Ani psy, ani wrony nie są tak głupie.”

Osho

Jeśli uczestniczysz w jakiejkolwiek wojnie, czy narodowej, międzypaństwowej, czy choćby ze swoimi sąsiadami zza płotu, albo z samym sobą, jesteś głupcem, jesteś głupszy od psa i wrony. I nie ma tu innego powodu, ani ekonomicznego, ani religijnego, ani terytorialnego, ani kulturowego, żadnego innego, tylko twoja własna głupota. Jeśli masz wrogów, to tylko z powodu głupoty, nie cudzej, tylko i wyłącznie twojej własnej.

Jest to kryterium tak ważne, że można je stosować jak definicję głupoty:
Głupcem jest ktoś, kto wojuje, kto walczy.

 To tyle.

P.s.  Jeśli chorujesz to też z powodu głupoty, bo czymże jak nie wojną jest walka twojego umysłu z twoim ciałem, jego mądrością. Stylowi życia sprzyjającemu zdrowiu, temu naturalnemu, twój umysł przeciwstawił swój styl, styl głupca. Wiedz, że żadne zwierzę tego nie robi, nie walczy ze swoim ciałem, bo żadne nie jest tak głupie jak człowiek. Człowiek jest jedyną głupią istotą we Wszechświecie, bo głupota jest jego wynalazkiem.

I teraz, naprawdę, to już wszystko.  


Piotr Kiewra

poniedziałek, 4 lipca 2016

Zrozumieć cierpienie

Dlaczego napisałem tekst o cierpieniu – tak duchowy tekst? Bo w rubryce o zdrowiu wątek duchowy jest bardzo istotny, bo duchowość jest poznaniem siebie, a więc również przyczyn wszelkich procesów, które się dzieją i w człowieku, jak i wokół niego.

Poprzez cierpienie poznajesz jego źródło oraz rozwiązanie.
Tak samo jest w dziedzinie zdrowia ciała, poprzez chorobę poznajesz siebie, swoją niedoskonałość, choroba jest informacją o twoim stylu życia, o tym jak traktujesz ciało.

Zdaję sobie sprawę, że ten temat jest trudny i kontrowersyjny dla tych, którzy do spraw serca i duszy podchodzą intelektualnie, od strony głowy, angażując w to posiadaną wiedzę.  Specjalnie dla nich, na początek, kilka sentencji Osho o prawdzie:

„Nic innego nie odgradza cię od prawdy, tylko twój własny umysł.”
„Prawdą jest to, co trwa wiecznie. Fałszywe jest to, co trwa tylko chwilę”.
„Wszystko, z czym się rodzisz jest prawdziwe, wszystko, co dostajesz od społeczeństwa jest fałszywe.”
Prawdy nie można wypowiedzieć, a wszystko, co można wypowiedzieć, nie jest prawdą.”
„Poznawanie prawdy zaczyna się tylko wtedy, gdy porzucasz wszelkie wierzenia.”
„Prawda nie może ci służyć, ty masz służyć prawdzie”.

Dlaczego cierpisz? Jest tylko jedna odpowiedź, której udzielają ci Jezus, Budda i wszyscy mistycy, którzy siebie poznali, którzy poznali prawdę.
Cierpienie dostajesz po to, byś poznał siebie.
Oto, co mówi Jezus na ten temat:
 Rzekł Jezus: 
Gdy wasi przywódcy powiedzą wam: "to królestwo jest w niebie", ptaki niebieskie będą pierwsze przed wami. 
Gdy powiedzą wam, że ono jest w morzu, ryby będą pierwsze przed wami. 
Ale królestwo jest tym, co jest w was i tym, co jest poza wami. 
Skoro poznacie samych siebie, będziecie poznani i będziecie wiedzieć, że jesteście synami Ojca Żywego. 
Jeśli zaś nie poznacie siebie, istniejecie w nędzy i sami jesteście nędzą.
 


Ewangelia Tomasza

 „Błogosławiony człowiek, który cierpiał – znalazł życie.” – Jezus. Ewangelia Tomasza (niezamieszczona w Biblii)

Dwojakość jej rozumienia oddaje zdanie:
Cierpienie nie jest celem, jest środkiem do poznania prawdy.
Doznajesz cierpienia, by poznać siebie.

I z takim właśnie nastawieniem podaję poniższy tekst, bo człowiek, który cierpi ma poznać życie, prawdę, to jest cel jego rozwoju, a nie stosować cierpienie, by zostać zbawionym. Za cierpienie niczego się nie da kupić, również zbawienia. Jezus, dla uważnie czytających jego słowa, mówi to wyraźnie we wszystkich ewangeliach, nie tylko tych oficjalnych.

Cierpienie jest przewodnikiem człowieka na drodze ku duszy, ku świadomości, ku nieśmiertelności, jeśli wolisz – ku zbawieniu. Powtarzam: Jest środkiem, przewodnikiem, a nie celem.
Drugim przewodnikiem jest radość.
Jednak większość ludzi wybiera cierpienie, ponieważ w sposób absurdalny zapewnia ono więcej profitów: opiekę, współczucie, więcej znajomych, przyjaciół, nawet miłość. Większość ludzi wybiera cierpienie, nieszczęście, bo mają wrażenie, że będzie im łatwiej wśród swoich, czyli innych cierpiących, innych nieszczęśliwych.
Wybiera je, lecz nie posługuje się nim we właściwy sposób, karmi nim swoje ego, budując siebie – swoją wielkość, swoje znaczenie w oczach innych ludzi, zamiast siebie poznać.
I wtedy cierpienie, które nie służy właściwemu celowi, zamiast prowadzić do błogości poznania siebie, ciągle się powtarza. Życie staje się udręką z jednego powodu – niezrozumienia roli cierpienia. Ono przychodzi by pomóc zrozumieć, lecz dręczeni nim ludzie uciekają od niego, uciekają daremnie, ono wróci i będzie prześladowało dalej.

Cierpienie jest darem, drogą ku błogości, ku opuszczeniu „nędzy”.

Jedyną radą jakiej udzielają ci sami mistycy jest: „WEJDŹ W CIERPIENIE, PRZYJRZYJ MU SIĘ Z ODPOWIEDNIĄ GŁĘBIĄ, ZOBACZ CZEMU SŁUŻY. MEDYTUJ, OBSERWUJ JE, BĄDŹ UWAŻNY. NIE PRZEGAP, TO BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.”

„Wykorzystaj swoje cierpienie do medytacji, a zauważysz, że cierpienie znika …”

Nie opowiadaj o swoim cierpieniu, nie dziel się swoim cierpieniem, nie zabiegaj tym samym poprzez cierpienie o współczucie, o sympatię, o zainteresowanie, bo przylgnie do ciebie, stanie się codziennością. Nie czyń z cierpienia inwestycji. I nie okazuj współczucia innym, nie interesuj się innymi z powodu ich cierpień, nie powiększaj ich ego, bo karmisz ich cierpienie. Nie czyń tego wobec dzieci, bo uczysz je cierpieć, pokazujesz, że to się opłaca.

„Cierp prywatnie, nie cierp publicznie”, bo zapraszasz cierpienie do siebie na stałe.
Zamiast tego poprzez uważność zrozum, do czego cierpienie cię prowadzi, a ono się rozproszy, zniknie. Tak się stanie, bo ono jest pewnym stanem twego umysłu, a nie faktem. To, że ktoś nie ma rąk i nóg jest rzeczywistością, ale nie jest jeszcze cierpieniem, bo jest nim reakcja umysłu na tę rzeczywistość. To, że jesteś samotny, umiera ci bliska osoba, chorujesz, jest błogosławieństwem, bo dostałeś szansę, by zrozumieć, by poznać siebie. Gdy to stanie się twoim zrozumieniem, cierpienie spełniło już swoją rolę – poczujesz się błogo.

Droga do zrozumienia poprzez cierpienie – z powodu naszej natury, z powodu nawyku odkładania wszystkiego na później, na jutro  - jest długa i na tyle trudna, że ludzie uciekają od niego, nie rozumiejąc, że ono przychodzi jako przewodnik, jako wskazówka w drodze do wolności, do świadomości, do bycia na wzór i podobieństwo Boga.

Samo cierpienie jest znakiem, pojawia się raz, a gdy nie zostanie we właściwy sposób odczytane, zrozumiane, ciągle się powtarza. Czyli to człowiek jest kreatorem cierpienia, bo nie odczytał przesłania, nie poszedł we właściwą stronę, nie dotknął duszy, nie usłuchał jej wezwania, nie podążył jej śladem.

Gdyby zdefiniować cierpienie w sposób bardzo duchowy, mistyczny, to jest ono stosunkiem umysłu do rzeczywistości - jest czymś subiektywnym, czyli to, co dla jednych będzie powodem cierpienia, dla innych nim nie będzie, czyli to nasz własny umysł tworzy cierpienie.

Droga poprzez cierpienie jest drogą wyniszczenia, chorób, bólu, walki, przegranych bitew, drogą łez, kolców, kamieni spadających z góry, zła, brzydoty, choć ta droga wymoszczona jest na początku i w dużej części, dywanem. A są nim marzenia, cele, ambicje, pragnienia – wszystko to w wyobraźni, wniosek stąd taki, iż to wyobraźnia prowadzi w stronę nieszczęścia, jest przewodnikiem głupców.

Ponieważ tyle jest cierpienia, i ponieważ w żaden sposób nie jest jego przesłanie rozumiane, człowiek wynalazł ucieczki, eskapizm. Człowiek w różny sposób ucieka od cierpienia - wymyśla różne fałszywe drogi, różne enklawy chwilowego spokoju, przystanie, w których zaznaje odpoczynku, iluzji przemiany życia, odwrócenia się złego losu.

Najdziwniejsze jest to, że człowiek sam tworzy cierpienie a później od niego ucieka. Jest to jego droga na skróty, zamiast dokończyć to, co zaczął, zamiast wykorzystać cierpienie by zrozumieć, by wspiąć się o szczebel wyżej w rozwoju, zamiast dokonać przemiany, zajrzeć w serce i duszę, ucieka, albo odkłada wszystko na jutro. Ucieczka jest odkładaniem wszystkiego z dnia na dzień … na jutro.

Póki się jest we śnie, w sennym marzeniu, nie można tego zrozumieć, nie można się z tego wyrwać.
Dusza – świadomość jest pod spodem wyobraźni, myśli, nieświadomości, snów. Jest zasłonięta tymi właśnie chmurami, jest niebem. Ono jest stale obecne i jest tuż tuż i dlatego tak trudno do niego dotrzeć, bo trudno zobaczyć coś, co jest blisko, najbliżej i wcale nie jest ukryte.
Myśli są jak para, jak obłoki, łatwo się rozwiewają, ale mają jedną właściwość, póki są karmione żyją, a ich karmą jest wszystko to, co w przeszłości, wspomnienia i wszystko to, co w przyszłości – wyobraźnia.
To absurdalność cierpienia może wyprowadzić z tych fałszywych światów - taka jest prawdziwa rola przypisana cierpieniu.

Drugim przewodnikiem jest radość, lecz jest rzadko wybierana za sługę, ponieważ radość odwraca od nas tłumy, odpycha ludzkie współczucie, nie pozwala wzbudzać zainteresowania, bo radość – autentyczna, zakorzeniona w duszy i teraźniejszości, jest bardzo rzadkim zjawiskiem, bo jest niechciana, niepożądana.
Cierpienie jest, zatem częstszym gościem, jest nieświadomie pożądane, preferowane i praktykowane.
Jest stale obecne, a tym, co je dokarmia i podtrzymuje przy życiu i w obecności przy nas są ucieczki. Ucieczki są odpoczynkiem, gdyby nie one, cierpienie zabiłoby, nikt tego by nie wytrzymał. Niektórych zabija, bo ich ego jest większe niż chęć dorastania, rozwoju, zrozumienia.
Cierpienie jest przyciągane strachem – lękliwą myślą. Im bardziej się boimy cierpienia tym mocniej je przyciągamy, im bardziej od niego uciekamy, tym bardziej uparcie za nami podąża. Strach przed nim dodaje mu energii, dokarmia je i następne.

Jednak nie wiedza uwalnia od cierpienia, lecz jego doświadczanie i rozumienie.

A teraz nazwijmy te ucieczki po imieniu.
Mistycy, oświeceni ludzie, z których cześć nazwaliśmy też bogami, mówią od tysięcy lat, że lekiem na cierpienie, na uzdrowienie duszy człowieka jest UWAŻNOŚĆ, przyglądanie się cierpieniu, umysłowi w stanie cierpienia, myślom przepływającym jak chmury na ekranie – na tle błękitnego nieba. Gdy przyjrzymy się temu odpowiednio wnikliwie, z właściwą głębią, odkryjemy absurdalność myślenia, iluzje, które stworzyliśmy – cierpienie zniknie, rzeczywistość, egzystencja przestanie być cierpieniem.
·        Nie jesteś sobą, ubierasz maski, grasz, jesteś aktorem, przed każdą osobą odgrywasz innego siebie. Uciekasz w aktorstwo, dopasowujesz się do ludzi. Inaczej traktujesz śmieciarza, który zabiera twoje śmieci, podwładnego, przyjaciela, a inaczej szefa, osobę, od której wiele zależy, inaczej kogoś, kogo kochasz, a zupełnie inaczej wroga. Twoją prawdziwą twarzą jest ta pod tymi wszystkimi maskami – na samym spodzie, wszystkie pozostałe są ucieczką, bo w twoim założeniu mają ci przynieść profity.
·        „Jutro jest schronieniem”. Cele i marzenia umiejscowione w przyszłości zabierają nas z niechcianego i bezbarwnego świata w świat wyobrażony, piękny, pełen chcianych przez nas rzeczy, naszej wielkości, władzy nad innymi. Narzędziami są tu sukces, sława, pieniądze – bogactwo, władza polityczna i każda inna przewaga: wiedzy, znaczenia, posiadania, związków, sprawności, urody, zdrowia, piękna i ilości słów, itd.
·        Uciekamy od ludzi, bo wydaje nam się, że to ludzie są przyczyną naszych cierpień, lecz tak nie jest. Ludzie i relacje z nimi są tylko naszymi lustrami, dzięki którym widzimy samego siebie. Winę zrzucamy na nich, lecz prawda jest taka, iż to my jesteśmy za wszystko odpowiedzialni. Od początku do końca i nie ma tu znaczenia, czy ci ludzie są naszymi wrogami, czy przyjaciółmi, bliskimi, kochanymi osobami.
·        Uciekamy do ludzi, do tłumu, bo w tłumie możemy się zidentyfikować z podobnymi sobie, a to poprawia samopoczucie. Lecz znowu, nie tu w społeczeństwie, grupie, w innych, nie poza nami, spoczywa odpowiedzialność, lecz na nas, zawsze i wszędzie. Warto to sobie uświadomić, bo to służy rozwojowi. „Ciągle chcesz poznawać nowych ludzi, bo sam sobie nie starczasz.”
·        Ucieczka w zabawę, w świat przyjemności, szaleństwa, seksu, bo chwilowo jesteśmy w stanie zapomnieć, oderwać się od nieszczęścia, bólu, takie przynajmniej mamy przekonanie. Lecz tak nie jest, ono wraca i to z większą siłą, dlatego następnym razem pragniemy silniejszych bodźców, większych przyjemności, większego szaleństwa.
·        W podróże. Wydaje nam się, że tam gdzie nas nie ma, jest lepiej, że gdzieś tam, poza tym miejscem, naszym domem, środowiskiem, w innej kulturze, nasze cierpienie zniknie. To też nieprawda, ono podąży za nami, bo my jesteśmy kowalami swego losu i to my je stworzyliśmy i na co dzień stwarzamy na nowo.
·        W świat zwierząt. Bierzemy zwierzątko, opiekujemy się nim, uciekamy od ludzi, bo to właśnie w ludziach dopatrujemy się przyczyn naszych problemów, naszego cierpienia. Czynimy tak, bo czujemy, że w prostocie jest rozwiązanie, a ponadto czujemy się docenieni, bo zwierzę merda ogonem, nie dlatego jacy jesteśmy, lecz że w ogóle jesteśmy. Akceptuje nas bezwarunkowo. A takiej akceptacji pragniemy, lecz prawda jest taka, iż póki nie akceptujemy siebie samych, to żadna inna akceptacja nas nie zadowoli.
·        W obojętność. Zobojętnienie sprawia wrażenie poprawy, jest aktem desperacji zmęczonego walką i bólem umysłu. Jest formą odpoczynku po chwilach walki. Pozorna błogość takich chwil stwarza pokusę, by zastosować to w szerszym zakresie. Obojętność jest formą wypierania problemów, odkładaniem ich, odpychaniem, udawaniem, że nas nie dotyczą, zrzucaniem odpowiedzialności, ucieczką w sen, ten nocny, ale też w ten na jawie. Mimo, że obojętność nieco przypomina medytację, nią nie jest. W medytacji umysł poddany jest obserwacji, tutaj natomiast jest próbą ucieczki od myślenia, a konsekwencją może być jedynie nasilenie się agresywności myśli. Taki człowiek z obojetnęgo może nagle przeistoczyć się w wulkan, co jest tu bardzo częstym zjawiskiem.
·        Odmianą a właściwie uzupełnieniem powyższego jest ucieczka w alkohol, w narkotyki, politykę, seks, związki.
·        Ucieczka w chorobę. Mówimy o chorobach, boimy się ich, wmawiamy sobie pewne objawy, aż do wykreowania ich w umyśle i w ciele, bo podświadomie pragniemy poprzez chorobę zyskać współczucie, zainteresowanie, litość, opiekę. Choroba wyróżnia nas w tłumie, albo odwrotnie identyfikuje nas z tłumem, dodaje nam znaczenia, bo mamy o czym mówić, mamy czym się chwalić. Choroba daje też okazję do zrzucenia odpowiedzialności z siebie właśnie na czynniki zewnętrzne. Choroba staje się inwestycją i dlatego tak trudno ją wyleczyć. Gdy zrozumiemy naturę choroby, to, że ona jest tylko informacją, sama mija, niepotrzebne są leki, natomiast jeśli z tej inwestycji nie zrezygnujemy staje się ona śmiertelną chorobą.
·        Ucieczka w leki uspokajające, przeciwbólowe, antydepresanty. W sposób sztuczny, chemicznie, powodujemy zmiany w naszym umyśle, sztucznie wywołany spokój, zobojętnienie. Nieobecność daje wrażenie poprawy, lecz wstrzymuje lub cofa w rozwoju. Nie rozwiązuje żadnego problemu, nie usuwa przyczyny i sprawia, że w momencie odstawienia leku cierpienie i ból wracają z nową siłą. W ten sposób odczłowieczamy się, umartwiamy się, świadomie zamieniamy siebie w roślinkę, wprawiamy siebie w stan wegetacji, uśpienia, formy „śmierci” klinicznej. To tylko strata czasu i okazji do rozwijania się, do szukania swojej prawdy, prawdy takiej, jaką by nie była.
·        Ucieczka od życia. Wydaje nam się, że stroniąc od życia, od wydarzeń, od wiadomości, że zamykając się „w klasztornej celi”, gdzieś w pustelni, w zaciszu czterech ścian unikniemy problemów, odnajdziemy siebie. Wcale tak nie jest. Tak czyniąc usypiamy się, zobojętniamy, a unikając życia unikamy okazji do rozwoju, do obserwowania siebie, do obserwowania swoich myśli, swojego stosunku do świata, a tak naprawdę jedynie o obserwowanie tu chodzi, o bycie świadkiem siebie samego w relacjach, w rzece życia. W pustelni nie mamy okazji by doświadczać zmian, by iść w górę.
·        Przeciwieństwem powyższej ucieczki, a w gruncie rzeczy tym samym, jest ucieczka w intensywne życie. Gonimy wtedy za wydarzeniami, za intensywnym dzianiem się, by się zapomnieć, zapamietać w działaniu, w gonitwie, pracy, w osiąganiu, lecz wtedy nie jesteśmy obecni w żadnej z tych chwil, a intensywne życie ma sens wtedy, gdy jest też intensywnym poznawaniem siebie, gdy służy intensywnemu obserwowaniu siebie.
·        Ucieczka w związki ma służyć poszukiwaniu prawdziwej miłości, człowieka, który nas pokocha i zasłuży na naszą miłość, lecz i tu nie znajdujemy tego, czego szukamy, ponieważ miłość się zdarza, jest czymś pomiędzy, a nie człowiekiem, rzeczą. Poszukiwanie obiektu, który nas pokocha i którego my pokochamy jest tak naprawdę próbą wykorzystywania i miłość tu się nie wydarzy. Odpowiedzialność w tym przypadku znowu jest przerzucana na drugą stronę, bo to druga strona jest winna, że nie wyszło, jest nieodpowiednia.
·        Ucieczka w samotność. Ludzie bardzo często to praktykują, bo mają wrażenie, iż zyskują współczucie, że wzbudzają żal, że doznali krzywdy. Najczęściej oczywiście mają powód do użalania się nad samym sobą, samotność jest pretekstem do tego.
·        Ucieczka od miłości, bo tutaj trzeba stanąć nagim, bezbronnym przed innym człowiekiem, trzeba pokazać całą prawdę o sobie, a czujemy się zbyt mali i puści, nie mamy czego dać, czego ofiarować, lecz bez miłości nie możemy też poznać siebie, nie możemy poznać też przebłysku boskości, nie możemy skruszyć kamienia swego serca a to serce jest pośrednikiem, mostem do duszy.
·        Ucieczka w oczekiwania, w pragnienia. Dopóki nie przyjdzie do nas to i tamto, dopóki ktoś nie zrobi tego, ktoś nam czegoś nie da, nie dostaniemy od życia tego i tamtego, to …. I czekamy. To częsty stan wśród ludzi wierzących w reinkarnację.
·        W bogactwo, w pieniądze, w sukces, w jedzenie, w politykę, w bycie kimś. Te atrybuty mają dać nam to, czego nam brakuje, są zamiennikami naszej własnej wartości, mają wypełnić naszą wewnętrzną pustkę. To staje się swoistą religią. To skupianie się na materii zajmuje umysł na tyle, że nie starcza mu energii na nic więcej. Daje wrażenie spełnienia się szczęścia, lecz wraz z upływem życia, w wieku dojrzałym, na starość przychodzą chwile przebudzenia, dostrzegamy absurdalność, fałsz tej drogi, coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, iż odejdziemy z tego świata z pustymi rękami.
·        W brak szacunku do siebie. Wolimy sobie dokopać, zrobić na złość, źle o sobie mówić, zostać „nikim”, umartwiać się, a nawet zabić, niż przyznać się do odpowiedzialności
·        W wymyślony, sztuczny świat. Zostajemy Aleksandrem Wielkim, Napoleonem, lub znanym noblistą, kolorujemy siebie skoro inni nie chcą, stawarzamy podwójną rzeczywistość.
·        W zło, w bycie złym człowiekiem, by zostać kimś wielkim, znaczącym, skoro nie potrafimy inaczej, to zróbmy to przynajmniej tak, bo to jest łatwiejsze
·        Ucieczka w misjonarstwo, w dobroczynność. Wydaje nam się, że obdarowując, czyniąc dobro, robimy coś dobrego, że zbawiamy świat, lecz najczęściej jest to wynik kalkulacji, nie jest bezinteresowne, bo chcemy coś zyskać: zbawienie, szacunek, rozgłos, świętość, miano religijnego, dobrego człowieka.
·        W religię, w religijność, lecz najczęściej ta religijność pojęta i praktykowana jest „politycznie” – modlimy się oczekując, że w zamian za modlitwę, że swoim postępowaniem, wyprosimy przychylność niebios, zasłużymy na zbawienie. W takiej religijności nie dostrzegamy swojej boskości, swojej duszy, a więc i odpowiedzialności, nie rozumiemy, czym jest zbawienie, gdzie i czym, tak naprawdę, jest niebo. Duża część ludzi ucieka w religijność ze strachu przed śmiercią, przed piekłem, wiecznym potępieniem.
·        W cierpienie jako pokutę. Z powodów religijnych ludzie często też wybierają cierpienie jako pokutę, lecz cierpieniem nie można się wykupić, nie temu ono służy.
·        W świat wiedzy, książki, filmu, seriali i internetu. Wiedza daje wrażenie rozwoju, przewagi nad innymi, pobudza wyobraźnię, wzbogaca wewnętrzny świat, stwarza wrażenie, że to jest właśnie ten kierunek, że świat wewnętrzny jest kreowany przez nas samych, że jest piękną iluzją w odróżnieniu, od tego rzeczywistego, szarego, złego, zepsutego – zewnętrznego. Najnowszą wersją tego azylu jest świat seriali telewizyjnych oraz internet. Tak pojmowane wewnętrzne bogactwo to tylko świat wyobraźni. Świat umysłu nie należy do świata wewnętrznego, tak naprawdę jest przeszkodą w dotarciu do niego
·        Ucieczka w wir walki. Trenerzy rozwoju osobistego, pisarze, sportowcy, politycy, reklamy, motywatorzy, inspirują, motywują, pobudzają nas do walki, do wywalczenia sobie wszystkiego, co przynosi szczęście, przekonują, że szczęście jest przedmiotem, czymś , co trzeba sobie wywalczyć, że w życiu wygrywają najlepsi, najsilniejsi, ci którzy pokonają innych. Jak złudnym azylem jest walka i ile da się wywalczyć, przekonuje nas historia, żywoty „wielkich” tego świata, np. Aleksandra Wielkiego, któremu z trumny wystawały jego puste dłonie …
·        Rodzina, posiadanie dzieci ucieczką? Tak, jeśli stały się lekiem na samotność, na cierpienie, jeśli zostały zaplanowane, jeśli były celem, środkiem do sukcesu, statusu, do wypełnienia roli przeciętnego człowieka. Jeśli nie wynikają z miłości, lecz są wynikiem kalkulacji, są ucieczką, jak wiele innych. Czymże jak nie grą ego jest chęć pozostawienia czegoś po sobie, śladu swego istnienia? A taka jest bardzo często motywacja ludzi w tej dziedzinie.
·        Czymś zupełnie podobnym, a właściwie tym samym, jest twórczość artystyczna, zapisanie się w historii poprzez budowle, dzieła rąk, myśli i serc. Jest to ucieczka, bo jest to obliczone na przetrwanie w pamięci następnych pokoleń z powodu cierpienia ego.
·        Ucieczka w wypieranie ze świadomości tego, co nie pasuje do planów naszego umysłu, do wizerunku siebie i świata. Jest to najpowszechniej używany kierunek i sposób ucieczek. Jest przekładaniem mentalnych śmieci z szuflady do szuflady, karmy, zatruwających wspomnień, pragnień, żądz, oczekiwań, w nadziei, że to, czego nie widać nie istnieje. Lecz prawda jest taka, iż to, co wypieramy – wzmacniamy, to, co wyrzucamy, wraca wzmocnione.
·        Każdy cel, każde pragnienie, marzenie, działanie, niesłużące poznaniu siebie, stwarza cierpienie i z czasem staje się ucieczką.
·        Każda niepochodząca z natury potrzeba, taka jak potrzeba bycia kochanym, zauważonym, docenionym, potrzeba mówienia, potrzeba bycia wysłuchanym, jest echem ego, jest ucieczką.

Tylko to, co uświadomione, oświetlone jasnym światłem, wyciagnięte na wierzch, czemu odkopie się korzenie, ulega osłabieniu lub eliminacji. Prawdziwe jest, zatem spostrzeżenie, że strach znika, gdy zajrzymy mu w oczy, że uważność, obserwowanie swoich myśli, siebie, jest sposobem na uzdrowienie siebie, na odkrycie swojej prawdy, a nie ucieczka.

Zrozumienie czym jest cierpienie, jest rozwojem.
Jeśli cierpisz ciągle z tego samego powodu, to znak, że się nie rozwijasz.

Jeśli nie jesteś radosny bez powodu, to znak, że się nie rozwijasz.

Pamiętaj! Od siebie nie uciekniesz! I To jest chyba klucz do zrozumienia prawdy:
Człowiek ucieka od poznania siebie. Wszystko inne to pozory. Wydaje mu się, że ucieka od cierpienia, ale ucieka od poznania swojej prawdy. Nie chce jej znać, bo wydaje mu się okrutna – wstydziłby się samego siebie. Dlatego woli widzieć belkę w oku sąsiada, niż drzazgę w swoim. Tak działa umysł, strachliwy, fałszywy, oszukujący samego siebie. Umysł zawsze, gdy zbliża się do prawdy dostrzega pustkę, wielką, głęboką przepaść, między tym, co prawdziwe – sercem i duszą, a fałszywym – iluzją, tworzoną przez umysł. Dlatego zawsze się wycofuje. Dlaczego? Bo umysł, to strach. Pozostawanie po stronie iluzji, po stronie przeszłości i przyszłości tworzy cierpienie, lecz dla umysłu jest to jedyny sposób by istnieć. Umysł nie może istnieć w teraźniejszości, bez cierpienia, bez strachu. W TERAZ umysł ulega unicestwieniu, jest niepotrzebny, jest odsunięty na bok i wykorzystywany bywa jako sługa. A on przypisał sobie rolę władcy, więc prowadzi w stronę cierpienia, fałszuje rzeczywistość, by się przy niej utrzymać. Znamy to samo z rzeczywistości zewnętrznej. Każda władza myśli o sobie, nasz umysł też myśli o umyśle, identyfikuje się z sobą samym, a człowiek to znacznie więcej niż umysł. Umysł jest tylko niewielką częścią człowieka, tylko jedną z kropli w oceanie, a tyle tworzy zamieszania, tyle cierpienia.  

Gdybyśmy mieli przeciwstawić jedną rzecz, jeden sposób przeciwko wszystkim ucieczkom, jeden sposób na cierpienie, na odnalezienie sensu życia, to byłaby nią właśnie uważność, byłoby obserwowanie myśli – medytacja.

Medytacja prowadzi do najgłębszego zrozumienia, do akceptacji, do uniwersalnej mądrości.
Akceptacja jest mądrością, jest źrodłem spokoju, radości, wolności, spełnienia.

Lecz nie uczyń ucieczki również z medytacji, nie zrób z niej rytuału, jakiejś działalności, tak jak zrobiłeś z modlitwy.
Ucieczka od życia, od relacji, od ludzi, od cierpienia  – od rozwoju, jest cofaniem się, unikaniem okazji, by odnajdywać drogę, sens, siebie, swoje istnienie, świadomość, duszę, Boga.

Mądrością jest bycie w równowadze, a akceptacja jest niewybieraniem między skrajnościami, a ucieczki sa tym właśnie – popadaniem w skrajności, walką. Wybierasz między zbytnim przywiązaniem do świata, do ludzi, do swoich pragnień, do jedzenia, do pieniędzy, do przyjemności, albo się tego wyrzekasz. Obie skrajności są grzechem, bycie pośrodku – w równowadze, bycie naturalnym, akceptującym całość a nie tylko połowę, jest mądrością. Zapewnia spokój i ciszę.
Jest byciem we właściwym miejscu – w raju.

Zrozum, czym jest cierpienie – przewodnikiem, a jego czas się skończy.

Drugi sposób, to wybranie sobie radości za życiowego przewodnika. Nie mówię o przyjemności, mówię o radości. Radość jest czymś duchowym, wewnętrznym, bezprzyczynowym, energetycznym, nie jest czymś cielesnym, ani czymś psychicznym.

Dlaczego nie odczuwasz takiej radości? Bo wybrałeś cierpienie i od niego uciekasz. Nie ma innego powodu. Zrozum to!

Zabawa w ucieczki od cierpienia będzie trwała bez końca, jeśli nie postanowisz inaczej.

To wszystko.


Piotr Kiewra na podstawie Osho