piątek, 18 grudnia 2015

Czarne i białe nasiona

Pragniesz dobra, miłości, pokoju, dobrobytu, zdrowia? Pragniesz by tymi wartościami żył świat?
Pragniesz tego całym sobą, mówisz o tym, myślisz, praktykujesz działania temu służące, czyli wysiewasz białe nasiona. Białe nasiona to źródło tych wartości, z nich wyrastają kwiaty i owoce twoich pragnień.
Lecz, czy tak jest naprawdę, czy wysiewasz rzeczywiście białe nasiona, czy jednak wysiewasz czarne nasiona? Czy przypadkiem, z powodu twojego niezrozumienia, nie wysiewasz tego, czego nie pragniesz, nie wysiewasz odwrotności tego, czego pragniesz?

Większość ludzi tak ma. Być może ty również.

Czy myślisz, czy koncentrujesz się na złych rzeczach, myślisz, mówisz o nieszczęściach, złu, nienawiści, strachu, chorobach, bólu, cierpieniu? To są czarne nasiona. A co gorsze, może walczysz ze złem, nauczasz o walce, motywujesz innych do walki, poznajesz zło, strach, nienawiść, by lepiej poznać przeciwnika? Może tak to właśnie argumentujesz. Może uważasz, że by zapanowało dobro, to trzeba zwyciężyć zło.

Tak, w ten sposób wysiewasz czarne nasiona. Osiągasz odwrotny efekt od zamierzonego. Niestety to jest pułapka, to jest ten paradoks, w który zaplątuje się większość. Pragną dobra i miłości, a krzewią zło i strach, wysiewają czarne nasiona zamiast białych.

Tak jest na poziomie twojego indywidualnego życia, tak jest i w całości.

Nie przejmuj się złem, nie skupiaj się na czarnych nasionach. Skup się wyłącznie na białych nasionach, a one zwyciężą, one wyrosną. Ty dodajesz energii nasionom, twoja myśl i działanie, twoja walka, karmią te nasiona.

Wysiewaj więc wyłącznie białe. Czarne pochłaniaj, wpuszczaj do swego serca, bo ono ma siłę poprawiania. Miłość tam tkwiąca ma zdolność przemieniania czarnych nasion na białe.

Całym sobą, myślą, mową i uczynkiem, siej białe nasiona. I dziel się ich kwiatami i owocami.


Piotr Kiewra 

sobota, 5 grudnia 2015

Leczenie czy samouzdrawianie?

*długo się zastanawiałem, jaką fotką wzbogacić ten materiał i nie znalazłem całkiem odpowiedniej w swoich zasobach, a mam zwyczaj posługiwania się swoimi własnymi zdjęciami, głównie ze świata przyrody. W końcu zdecydowałem się na tę.
To, co tu załączyłem jest moim ulubionym motywem: zdjęciem 700 letniego dębu, z Puszczy Rzepińskiej, w której mieszkam.

Jest ten dąb inspiracją dla mnie, no i jest okazem zdrowia i przykładem samouzdrawiania, bo przecież odniósł wiele ran, wiele razy ratował się z różnych opresji sam. Korzysta z arsenału środków, w które wyposażyła go natura. Wykorzystuje go lepiej niż inni i inne drzewa, stąd przetrwał te kilkaset lat. Niech zainspiruje również Ciebie! Ty też jesteś dobrze wyposażony. Uwierz!

Współczesna medycyna poznała klinicznie 22.542 choroby, skatalogowała je, uczy o nich swoich kolejnych adeptów i próbuje je leczyć …
Właśnie ... próbuje je leczyć. Dlaczego używam takiego zwrotu? O tym dzisiaj.

Pytanie, ile z tych chorób współczesna i jakakolwiek inna medycyna jest w stanie wyleczyć? Kto na to odpowie? Może lekarze? Może pacjenci im ufający? Może największe autorytety medyczne? Może nauka?
Otóż, współczesna medycyna, znane i uznane klasyczne medycyny, szamani, uzdrowiciele, jak i my sami nie jesteśmy wyleczyć żadnej z tych chorób. Ani jednej, dosłownie ani jednej sztuki z tych dwudziestu dwóch i pół tysiąca. Żadnej! Powtarzam – żadnej!

- Jak to? Co ty Piotrze pleciesz? Ach przestań! Co ty opowiadasz? – słyszę już te krzyki i zarzuty. - Przecież … - i tu padają różne argumenty.
I niech padają ich miliony, ale rację mam ja, bo medycyna nie jest w stanie wyleczyć żadnej choroby, z prostego powodu - nie może, bo nasze ciała mogą się leczyć jedynie same – mogą same odzyskiwać zdrowie, same się uzdrawiać .

Mogą to robić wykorzystując moc samo-ozdrowieńczą.  Nikt inny nie może leczyć, bo nie ma żadnych ku temu narzędzi. Tylko nasze ciała mają takie narzędzia.
Weźmy najprostszy przykład: zraniłeś się, otarłeś naskórek. Z rany sączy się krew. Po paru chwilach krwawienie samoczynnie ustaje, krew krzepnie. Po paru dniach z rany odpada strup, po jeszcze dłuższym czasie po ranie znika ostatni ślad. Przy większych i głębszych zranieniach – być może potrzebna będzie pomoc chirurga czy innego lekarza, ale proces gojenia się rany postępuje samoczynnie siłami organizmu. Tak jest w każdym innym schorzeniu, grypie, anginie, złamaniu, itd. Włączają się wszystkie mechanizmy obronne, naprawcze.

 Jeśli lekarzy uważa się za tych, którzy opanowali sztukę leczenia, jeżeli wmawia się ich pacjentom, iż lekarze cokolwiek leczą, to się nadużywa faktów. Leczyć się mogą tylko nasze organizmy same, nikt nie jest w stanie tego zrobić, bo nie ma takich narzędzi żeby leczyć. Lekarze mogą tylko wspomagać proces leczenia, usuwać przyczynę schorzenia, usuwać czynniki, które chorobę (najczęściej zestaw chorób) wywołały. Najczęściej nie czynią nawet tego, lecz jedynie kamuflują objawy.

Chciałbym tu podkreślić, że mówię o chorobach, a nie o urazach odniesionych w wypadkach, zdarzeniach losowych, w których są naprawiane rożne mechaniczne urazy, ale nawet w tych przypadkach to mechanizm samoleczący sobie z tym radzi. Potrzebna jest tu pomoc medycyny, ale ona tylko tu pomaga ciału się samo-naprawiać.

Prawda jest taka, że jedyną siłą leczącą jest nasze własne ciało, tylko ono dysponuje taką mocą, siłą samoozodrowieńczą i posiada tysiące narzędzi, by to robić.

Nasze ciało nie tylko potrafi się uzdrawiać, ale również informuje nas o swoich problemach, próbuje powiedzieć, co nam dolega, lokalizuje problem, diagnozuje go, a nawet podsuwa rozwiązania, czyli sposoby na to, byśmy temu ciału pomogli.

Jak możemy mu pomóc? Jedynie poprzez usunięcie przyczyn, czynników, które problem wywołują. A to my sami wywołujemy choroby i różne dysfunkcje, psujemy harmonię panującą wewnątrz naszych ciał. Czynimy to poprzez styl życia, sposób myślenia, przeciwstawianie się naturze, a więc brak poszanowania dla własnych ciał, szkodzenie mu w różny sposób.

Choroba jest informacją wysłaną przez ciało.

Choroba to rozharmonizowanie, a to ma swoją przyczynę.

Zatem najbardziej istotną rzeczą jest usunięcie przyczyny problemu. Skoro jest problem – choroba, to jest też jego przyczyna. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Usuwając przyczynę, usuwamy skutek, bo ciało samo zrobi resztę.

To jest właśnie samouzdrawianie: znalezienie przyczyny, reszta to już ufność.

Choroba, dolegliwość, a wcześniej symptomy rozwijających się problemów, symptomy rozharmonizowania są informacjami, sygnałami tego, że szkodzimy sobie samym. Jeśli jednak nie słuchamy, ciało wysyła coraz silniejsze informacje, coraz silniejsze ostrzeżenia, aż do choroby włącznie, a czasem potrzeba wielu chorób i to tych najgroźniejszych, by obudzić, by przestraszyć tego zawiadującego ciałem, by spowodować jakąś zmianę. Jeśli człowiek się nie obudzi o czasie, to będzie po nim, i tyle. Taki jest koszt „olewania” własnego ciała.

Sygnałów jest wiele, ale najpowszechniejszym jest ból. Ból jest nie tylko sygnałem ostrzegawczym, symptomem, ale jest też narzędziem do diagnozowania choroby, jest także lekiem.

Ból jest lekiem.

Gdy występuje ból to znak, że powstała jakaś przyczyna, która go wywołuje, albo, że ciało już „walczy z chorobą”, lub jedno i drugie łącznie.

W takich przypadkach są możliwe trzy następujące scenariusze:

1.     Możemy usunąć przyczynę powstania bólu (gdy taką odkryjemy, np. poprzez „rozmowę z ciałem”, czyli słuchanie jego mowy, jego informacji). O tych przyczynach i ich usuwaniu napiszę osobny materiał
2.     Możemy usunąć skutek pośredni, czyli. np. złogi toksyn odłożonych w stawach, w organach, w układzie trawiennym, itp., odblokować przepływ energii w kanałach energetycznych lub ich skrzyżowaniach, rozciągnąć przykurczone ścięgna lub mięśnie, możemy się zahartować …
3.     Możemy próbować likwidować objawy (ból i choroby), lub maskować ich występowanie.

Dlaczego mówię, że możemy próbować? Bo nigdy nam się to w pełni nie uda, bo zanim nie zlikwidujemy przyczyny, objawy nie znikną. Możemy usunąć ból, np. środkami przeciwbólowymi, lecz czy ból występuje bez przyczyny? Czy wystarczy usunąć ból i mieć problem z głowy? Czy czasem nie jest tak, iż usuwając ból robimy sobie większy kłopot? No własnie, tak jest. Usuwanie bólu, bez usunięcia jego przyczyny jest niebezpieczne dla zdrowia i życia. A niestety tak czynią miliony ludzi, pod kierunkiem swoich lekarzy …

Zgadnij, którym z tych powyższych działań zajmuje się medycyna. Najczęściej tym trzecim. Dlaczego? Bo w grę tu wchodzą olbrzymie pieniądze. Samouzdrawianie jest darmowe, a leczenie daje biliony dolarów – oto tajemnica, oto odpowiedź na pytanie: leczenie, czy samouzdrawianie.

„Jeśli nie wiemy o co chodzi, to chodzi o pieniądze”.

Na swoich wykładach często mówię, że medycyna zajmuje się chorobami, natomiast zdrowiem musimy się zająć my sami. Tylko my jesteśmy odpowiedzialni za swoje zdrowie, bo tylko my jesteśmy najbardziej zainteresowani tym, by zniknął ból, by egzystować w pełni zdrowia, w pełni swojego potencjału.

Gdy wzmocnimy ból, np. celowym działaniem, np. poprzez masaż, dotyk, oklepywanie, następuje przyspieszenie procesu samoleczenia. To znak, że ból leczy. On jest obecny w treningu sportowym, w większość procesów adaptacyjnych. To następny znak, iż jest lekiem.
Jednak proces samoleczenia może nie ustąpić, jeśli nie usunięta została przyczyna rozharmonizowania.

A co czynią ludzie z bólem? Eliminują go, tępią, usuwają swojego sprzymierzeńca narażając się na coraz poważniejsze kłopoty. Czynią to również lekarze, którzy powinni być świadomi, czym jest ból, jak potężnym jest narzędziem w rękach świadomego człowieka, kogoś, kto umie … słuchać siebie, umie słuchać i rozumieć naturę ludzkiego ciała.

Powie ktoś – przecież lekarze leczą, robią operacje, podają leki, trzymają człowieka w szpitalu …
Tak robią, tylko, że żadna z tych rzeczy nie jest leczeniem. Weźmy najprostszy przykład: skaleczyłeś się w palec. Pociekło trochę krwi. Boli. Właśnie dostałeś informację, iż wyrządziłeś szkodę. Reszta już nie należy do ciebie, ani do lekarza.  Organizm sam przystępuje do leczenia. Zatrzymuje krwawienie, zapobiega w międzyczasie zakażeniu, poprzez specjalne mechanizmy, części procesu samoleczącego. W końcu rana zaczyna się goić, zabliźnia się, znika – często bez śladu. 

No tak powie ktoś, ale woda utleniona, zaszycie rany …
Owszem pomagamy w ten sposób naszemu organizmowi, ale go nie leczymy. Woda utleniona nie leczy – usuwa jedynie bakterie z okolicy rany, chociaż organizm i tak by sobie z tym poradził. Lekarz szyje ranę, zatrzymuje krwotok, zapobiega zakażeniu, ale jednak nie leczy, cały proces gojenia rany i tak wykonuje sam organizm.
Operacje chirurgiczne są spóźnionym usuwaniem symptomów, chorób, chorych części ciała, lub są łataniem ciała uszkodzonego w wyniku jakiegoś zdarzenia. Nie mówię już o tym, że duża część tych operacji jest absolutnie nieuzasadniona, np., w przypadku bólów kręgosłupa (ok. 90% tych operacji jest nieuzasadnionych, wg źródeł niemieckich).

A leki? Np. antybiotyki? One też nie leczą. Wspomagają jedynie ten proces, np. usuwając przyczynę schorzenia – zakażenie, lecz znacznie częściej wyrządzają więcej szkody niż pożytku. Z resztą wiele leków, próbując leczyć, próbując wyręczyć moc samo-ozdrowieńczą, osłabia organizm, nie mówiąc już o skutkach ubocznych, które znacznie więcej wyrządzają szkody niż czynią pożytku.

Gdy omijamy kurację antybiotykową nasz organizm uczy się znajdować i produkować czynniki odpornościowe – jest to proces, który trwa jakiś czas. Antybiotyki, inne leki, często przerywają ten proces i w ten sposób osłabiamy swój własny organizm, osłabiamy jego potencjał samoozdrowieńczy.

Mając świadomość wielkiej mocy samoozdrowieńczej, każdy człowiek może się stać swoim własnym uzdrowicielem, każdy człowiek może zarządzać swoim zdrowiem, być w stu procentach za siebie odpowiedzialnym, w tym i za zdrowie.

Niestety ludzie zaczynają zwracać uwagę na swoje zdrowie dopiero, gdy dotknie ich jakaś poważniejsza dolegliwość, ból, albo choroba, która się już ujawniła. Tacy są ludzie. Bardziej przejmują się „profilaktyką zdrowia” swoich samochodów, mieszkań, domów, dbaniem o swoje pieski, kotki i rybki, niż własnym zdrowiem. Biorą się za remont zdrowia, za leczenie, gdy się już ono popsuje, w sytuacjach krytycznych. A później mówią: „taki mój los”, „taki mój pech”.


To, co piszę nie jest atakiem na medycynę, każdą jej odmianę, jest jedynie zwróceniem uwagi na naszą własną za siebie odpowiedzialność. Jest propozycją obudzenia się, uświadomienia sobie, że to nasze działania, lub ich brak, to nasz sposób myślenia, to nasze traktowanie, lub obojętność wobec ciała są przyczyną naszych problemów ze zdrowiem. Zaufajmy naszym ciałom, odkryjmy język, którym one się z nami porozumiewają, by reagować, by się zmieniać, by zmieniać styl życia, sposób traktowania naszych ciał.

Nadmiernie ufamy medycynie, a to powoduje, iż nie dokonujemy zmian w swoim stylu życia odpowiednio wcześnie. Czekamy, co powie lekarz, czekamy … a sygnały są nam dane dużo wcześniej.

Dzisiaj młodzi ludzie – coraz młodsi, cierpią na cukrzycę, na choroby układu krążenia … cierpią, bo nie zauważają, albo nie chcą zauważać, co ma im do powiedzenia ich własne ciało.

Ciało człowieka dysponuje tysiącami sposobów radzenia sobie z problemami zdrowotnymi. Sporą część tych mechanizmów poznała i wykorzystuje medycyna chińska, a także współczesna medycyna.
Dla naszego dobra powinniśmy nauczyć się choćby malutkiej cząstki tego, by wykorzystywać w razie potrzeby.
Możemy wykorzystywać te mechanizmy, możemy się samo-uzdrawiać i to z najpoważniejszych chorób. Należy sobie jednak uświadomić potęgę, jaką się dysponuje, moc, jaka jest w naszym zasięgu.

Okazuje się, że mamy w swoich rękach wiele narzędzi. Dostaliśmy je w darze wraz z przyjściem na świat, czas, by je poznać  i wykorzystywać.  Wiele z tych mechanizmów wykorzystujemy podświadomie, nawet nie zdajemy sobie sprawy, że używamy jakiegoś mechanizmu samouzdrawiania, np. dotykając dłońmi bolącej głowy, stosując głodówkę w czasie choroby, wypowiadając słowo, czy raczej okrzyk: ACH!
Na You Tube, w specjalnym cyklu o samouzdrawianiu, kolejno publikuję filmiki z tymi sposobami, dzisiaj i tutaj wymienię tylko część tematów o samouzdrawianiu, które mogą ci pomóc zlokalizować problem  i pomóc sobie samemu.
Pamiętaj! Mówiąc o samouzdrawianiu, o potencjale tkwiącym w twoim ciele, w żadnym przypadku nie odstręczam się od medycyny, od lekarzy, od szpitali … Nie. Mówię tylko: Zaufaj sobie, zaufaj ciału, przestań mu szkodzić.

W jaki sposób mu szkodzisz?

Stylem życia: bezruchem, sposobem odżywiania, sposobem myślenia, a więc stresem, nadmierną higieną, rozhartowaniem poprzez zbyt wygodne życie i przegrzanie mieszkań, nieakceptacją siebie, brakiem zaufania do własnego ciała i jego mocy samoozdrowieńczej, a wręcz nieszanowaniem go, traktowaniem go toksynami, używkami i nadmiarem leków, przekraczaniem barier adaptacyjnych, np. poprzez sport wyczynowy, itd.

Skoro to styl życia i myślenia szkodzą, to możesz to naprawić, poprzez zmianę stylu życia i myślenia właśnie.

Ta zmiana, zrozumienie potrzeby tej zmiany i jej wdrożenie jest samouzdrawianiem właśnie.

Sposoby samouzdrawiania są często banalnie proste, ale nie wierzymy w to, bo tak się zaprogramowaliśmy, albo nie mamy wystarczającej wytrwałości w czekaniu na objawy podjętych zmian. A ze zdrowieniem jest tak, że pojawia się kryzys samoozdrowieńczy (a z nim strach, że coś jest nie tak, a taka jest właśnie natura) i na powrót do zdrowia trzeba poczekać tak jak się czeka na wiosnę: ona przyjdzie w odpowiednim czasie.  

Tak, twój brak zaufania szkodzi tobie samemu. Więc zaufaj. Gdy zaufasz, uzdrawianie będzie znacznie skuteczniejsze. Ufając, rozmawiając z własnym ciałem, odkryjesz, co jest przyczyną twoich problemów, a to jest najważniejsze, bo znając przyczyny – usuniesz je sam (pomoże ci w tym medycyna, lekarze, medycyna naturalna), a przy okazji rozwiniesz się, poznasz siebie, a to poznanie i zaakceptowanie jest jednym z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejszym lekiem.

Poprzez rozmowę ze swoim ciałem, lepiej zrozumiesz siebie, poznasz tak naprawdę, czym jest życie, poznasz prawdy, które w tobie tkwią, lecz teraz je … „olewasz”.

Czym jest rozmowa z ciałem? Jest wsłuchiwaniem się w nie, jest obserwacją tego, co ma nam do przekazania, jest odbiorem sygnałów, które nam wysyła. Im jesteś bardziej uważny, im bardziej siebie kochasz, tym delikatniejsze sygnały jesteś w stanie odebrać, tym bogatsze informacje jesteś w stanie uzyskać.

Istniejesz jako całość: ciało, umysł i duch – istota, wewnętrzna prawda. Ty, jako istnienie, potrzebujesz harmonii miedzy tymi częściami ciebie. Gdy jej nie ma, twoja istota próbuje to zharmonizować, podsuwa ci rozwiązania: prosi cię o akceptację, sugeruje wypełnienie się miłością, a gdy ich nie słuchasz, to daje ci silniejsze sygnały – smutek, problemy, cierpienie, by cię naprowadzić, by ci to uświadomić. Robi to również w porozumieniu z twoim ciałem poprzez instynkt, wtedy pojawia się ból, dyskomfort, znaki na skórze, zmęczenie i wiele innych, coraz silniejszych, już głębiej w twoim ciele, w organach, w komórkach.
Twojej intuicji, wewnętrznej prawdzie, twojemu instynktowi opiera się twój własny umysł, zagłusza ten wewnętrzny głos, zamiast ufać, sieje niewiarę.
Gdy twój umysł jest zbyt pewny siebie, gdy jest w silnej opozycji wobec twojego wnętrza, pojawia się strach i wtedy twoje prawdziwe problemy się zaczynają na dobre, bo to „strach sieje choroby”. Czyli choroby są wywoływane mentalnie. Zgadza się z tym medycyna, przyznając, iż przyczyny chorób są … psychosomatyczne.

Podstawowym, zatem sposobem samuzdrawiania jest pozbycie się strachu, lęków.
Tak naprawdę samozdrawianie jest duchowym harmonizowaniem się, jest ograniczaniem władzy ego, umysłu, a budzeniem świadomości, bardziej wnikliwym i uważnym wsłuchiwaniem się w siebie, w swój wewnętrzny głos.

Sposobów samouzdrawiania jest tysiące, i ciągle pojawiają się nowe, bo dla każdego człowieka sposób może być inny, bo każdy człowiek jest inny i ma inny problem.
Oto podstawowe sposoby samouzdrawiania:
·        Pokochanie siebie, pełna akceptacja siebie takiego, jakim jesteś
·        Pozbycie się strachu, lęków (stres),
·        Uznanie, iż to nasze ego (myślenie) jest przyczyną naszych problemów ze zdrowiem, z nadwagą, to ego (umysł) tworzy problemy, wszelkie problemy: tworzy braki, poczucie osamotnienia, nudę, brak poczucia własnej wartości, mnoży potrzeby, na których zaspokajaniu trawisz życie mając ciągle topiącą się nadzieję, że ich zaspokojenie cię uszczęśliwi
·        Bycie w tu i teraz
·        Radość
·        Zrozumienie, że szczęście jest naszą naturą, a nieszczęście naszym wyborem. Tak samo jest ze zdrowiem – to choroba jest naszym wyborem: jesteś chory, bo przyciągnąłeś chorobę, chciałeś jej, bo przynosi ci profity (współczucie twoich bliskich, zainteresowanie tobą i twoimi problemami, choroba cię dowartościowuje w oczach otoczenia)
·        Umiejętność odkrywania źródła bólu
·        Medytacja
·        Medytacje dynamiczne (uwolnienie ciała i podświadomego umysłu z napięć, z wypartych ze świadomości treści)   
·        Uważność, jako umiejętność rozpoznawania mowy ciała, instynktownych sygnałów wysyłanych przez ciało – „rozmowa” z ciałem
·        Uważność, jako umiejętność rozpoznawania znaków widzianych w lustrze świata zewnętrznego po to, by z przeszłości i przyszłości sprowadzić siebie do teraźniejszości
·        Obserwacja siebie
·        Odkrycie swojej prawdziwej natury, prawdy o sobie, rezygnacja z dostosowywania się do otoczenia, do innych ludzi, do nakładania masek, by grać, by zaspakajać czyjeś oczekiwania, a nie swoje potrzeby
·        Zharmonizowanie się z naturą: naturalny sposób odżywiania, oczyszczenie ciała i umysłu z toksyn wyprodukowanych przez cywilizację, życie w harmonii z naturą, z cyklami dobowymi, rocznymi, z przemianami pór roku, w harmonii ze słońcem, korzystanie z żywej wody a nie z przetworzonych jej substytutów (nawet ugotowana woda jest przetworzonym substytutem)
·        Odblokowywanie dróg energetycznych w ciele i przepływu energii poprzez ciało: dotyk, oklepywanie (paida), przytulanie się, automasaż, lajin, reiki, jak najczęstsze chodzenie na boso, i wiele innych
·        Ruch
·        Rozluźnienie (min. Streching, lajin), obserwacja oddechu, świadome oddychanie, „Ach”
·        Odkrycie tego, iż cierpienie jest nam dane, by nas motywować do zmian, by odkrywać swoją prawdę, by się nauczyć słuchać swojego wewnętrznego głosu a nie tysięcy sprzecznych głosów ze świata zewnętrznego
·        Twoje myślenie nie jest twoją prawdą
·        Bycie otwartym, pozwolenie na przepływ (pusty bambus)
·        Ufność wobec rzeki życia, poddanie się życiu

Czyli mówiąc najprościej: zmiana stylu życia, bo to wszystko, co wymieniłem powyżej jest życiem w określony sposób – jest jego stylem. Zmień ten styl, a odwrócisz niekorzystne dla ciebie, dla twojego ciała tendencje – uzdrowisz się.

Tym jest właśnie samouzdrawianie: zrozumieniem popartym działaniem – zmianą.

Piotr Kiewra

Oto jeden z moich  filmików na YouTube o samouzdrawianiu. Jest tam już ich kilkadziesiąt.

niedziela, 15 listopada 2015

Zaufanie

„Twoja wiara cię uzdrowiła.”

Jezus

Chorujesz, jesteś otyły, żyjesz w stresie, w ubóstwie, w smutku, bo nie ufasz. Jesteś przepełniony strachem, całe życie poszukujesz miłości i nie możesz jej znaleźć, bo nie ma w tobie zaufania. Twoje marzenia i cele nie realizują się, bo nie jesteś ufny. Dostrzegasz na świecie więcej zła, właściwie samo zło, bo nie kierujesz się ufnością. Oczekujesz wiele od świata, od ludzi, a tak naprawdę żebrzesz o współczucie, o zainteresowanie, o miłość, o przyjaźń, o przytulenie, żebrzesz w największym trudzie, cierpieniu, braku nadziei nawet o przychylne spojrzenie …

Dlaczego? Bo nie ufasz.

Komu, albo czemu miałbyś ufać?

Zaufanie, wiara zaczyna się wtedy, gdy odnajdziesz ufność w sobie, gdy sobie zaufasz. Gdy tak się stanie, w twoim życiu następuje wiele zmian: świat i ludzie stają się dobrzy, dba o ciebie, odpowiada na twoje prośby i modlitwy Bóg. Pojawia się w twoim życiu radość, twoje ciało zaczyna się samouzdrawiać.

Twoja przemiana naprawdę staje się wielka: znikają oczekiwania, plany i rytualne marzenia, a pojawia się samoistne szczęście, zjawia się miłość.

Ufając stajesz się spontaniczny. Masz wrażenie, że płyniesz przez życie - w rzece życia i nie musisz wiosłować, sterować, walczyć, a i tak dopłyniesz do oceanu.

Gdy ufność jest w tobie, już jesteś w oceanie miłości, wolności, radości i zdrowia.

Ufność jest duchowym lekiem.

Ona w tobie jest i zawsze była, lecz zakryłeś ją oczekiwaniami, strachem, nadzieją, próbami uwierzenia …

Podstawą jest zaufanie do siebie.

Gdy taką ufność odkryjesz, twoje ciało stanie się zdrowe, bo twoje choroby i ból biorą się z tego, że mu nie ufasz. Twoje ciało ma tysiące mechanizmów służących samouzdrawianiu, ono tak naprawdę jest zdrowe, a choroby są twoim wyborem, ty sam je zaprogramowałeś swoją niewiarą, swoim stylem życia opartym na nieufności, na walce.

Naturą twego ciała jest zdrowie. Zaufaj naturze!

Twoją naturą jest zdrowie. Zaufaj swojej naturze!

Wewnątrz ciebie jest zaufanie i jest wszystko, co najlepsze. Znajdziesz to, gdy tam zajrzysz. Nie znajdziesz tam choroby, ubóstwa, nieszczęścia, smutku, strachu.

Zaufaj!

Odkrycie ufności to jest cel twego rozwoju, to jest cel twego życia.

Jeśli nie zaufasz życiu, sobie, zmarnujesz życie, zniszczysz prawdę o sobie, a podtrzymasz lub powiększysz żebraka, którym do tej pory byłeś.

Zaufanie to duchowy lek na wszystko.

Co jest przeszkodą w tym duchowym odkryciu?

Tylko i wyłącznie twoje myśli. One się starają zabić twoje zaufanie do siebie i do życia, a sugerują ci wiarę w naukę, w autorytety, w politykę, w ludzi i w walkę, jako sposób na osiąganie. Twoje myśli są jedyną przeszkodą, bo to one również upajają cię przekonaniem, że one same są jedynym, co istnieje, że to one są prawdą …

A nie są. Wręcz przeciwnie, są fałszem, są chmurami zasłaniającymi prawdę, światło: ufność, miłość, radość …

Możesz mieć albo myśli, albo ufność; albo myśli, albo miłość.

Możesz mieć myśli, albo zdrowie.

Możesz mieć myśli, albo stan bez myśli – świadomość.
Dopóki nie nauczysz się – nie odkryjesz stanu niezachmurzonej przez myśli świadomości, będziesz żebrać o wszystko i będziesz próbować wierzyć.

Największy uzdrowiciel w dziejach uzdrawiał wyłącznie tych, którzy ufali, a nie tych, co próbowali wierzyć. Oni sami siebie uzdrowili, a on dał im światło zrozumienia, czyli pomógł odchmurzyć świadomość z myśli.

Jeśli zaufasz, ty staniesz się największym uzdrowicielem, swoim uzdrowicielem. Uzdrowisz swoje życie.

Ufność uzdrawia też ciało. Gdy z num porozmawiasz i mu zaufasz, zdrowe ciało pomoże ci odkryć pełnię ufności.


Piotr Kiewra 

środa, 7 października 2015

Najlepszy na świecie lekarz

Czy znasz najlepszego lekarza na świecie? Pewnie chciałbyś go poznać? W takim razie napiszę ci do niego skierowanie …

Tak, na pewno mieszka on gdzieś w twoim otoczeniu, lecz trudno go rozpoznać, bo tyle wokół niego i w tobie zamieszania, tyle słów, przekonań, które kierują cię w złą stronę …

Otóż najlepszy lekarz to ktoś, kto:
·        Dba o twoje zdrowie, a nie zajmuje się twoimi chorobami (tym zajmują się zwykli lekarze)
·        Dba o twoje zdrowie, a nie o swoją kieszeń lub zyski współczesnej medycyny i przemysłu farmaceutycznego
·        Dba o twój styl życia, a więc zaleca ci wyeliminowanie wszystkiego, co ci szkodzi
·        Motywuje do zmian stylu życia i jest przy tobie w trudnych momentach
·        Jest też bardziej lub mniej twoim nadwornym psychologiem i duchowym przewodnikiem, który uświadamia ci, że do rozharmonizowania zdrowia twojego ciała prowadzi przede wszystkim negatywne myślenie, brak poczucia własnej wartości, zmartwienia, niekochanie - nieakceptowanie siebie, a więc lęki i strach, oczekiwania wobec innych i świata
·        Nie ulega reklamom leków i słowom zwykłych lekarzy, kształtujących w tobie przekonanie, iż tylko współczesna medycyna (czytaj leki z apteki) mogą przywrócić i utrzymać twoje zdrowie
·        Dba o twój sposób odżywiania, by było ono jak najbardziej zbliżone do odżywiania naturalnego, z jak najmniejszą ilością żywności przetworzonej
·        Potrafi odkryć przyczyny twoich chorób, a przede wszystkim je eliminować, lub przynajmniej minimalizować ich wpływ na ciebie
·        Swoim autorytetem sprawia, iż traktujesz swoje ciało jak „świątynię swego ducha”, co oznacza, iż zdajesz sobie sprawę, że w stronę zdrowia prowadzi cię radość, miłość, rozluźnienie, a nie smutek, strach i napięcie
·        Poznaje i stosuje wobec ciebie wszystkie najbardziej skuteczne sposoby przywracania i utrzymania twego zdrowia, w tym medycynę naturalną, jako tę najbardziej przyjazną i bez skutków ubocznych
·        Motywuje cię do odpowiedniej dla ciebie, systematycznej dawki ruchu, picia odpowiedniej ilości wody, bieżącego oczyszczania się z toksyn
·        Sprawia, że ufasz sobie, twojej naturalnej, wrodzonej mocy samouzdrawiania, nauczył cię rozmów z własnym ciałem i słuchania jego mądrości
·        Sprawia, iż doceniasz sposób myślenia, duchowość, medytację, jako wyznaczniki stylu życia, a więc i zdrowia
·        Nauczył cię fundametalnej zasady, iż to ty jesteś kowalem swego losu i właśnie przez styl życia sprawiasz, iż jesteś zdrowy lub kreujesz swoje choroby, a skoro tak, to tylko ty jesteś w stanie je uleczyć
·        Najlepszy na świecie lekarz nie bierze pieniędzy za leczenie chorób, jemu się płaci za utrzymywanie pełni zdrowia.

Czy już wiesz, czy już odnalazłeś w swoim otoczeniu najlepszego na świecie lekarza? Tak, …

Ty jesteś najlepszym na świecie lekarzem.

Jeśli nie wierzysz w to, to czas zaufać sobie, czas poznać całą swoją prawdę i w nią uwierzyć, bo kiedyś powiedziano: „ twoja wiara cię uleczyła”, a ci którzy uwierzyli, doświadczyli.

Dlaczego miałbyś ufać? Bo przyczyny wszystkich twoich chorób są w tobie, a więc i wszystkie sposoby leczenia masz w rękach.

Mądrość oznacza poznanie prawdy, więc mądrze korzystaj z rad. Twoja własna mądrość (intuicja, mądrość twego ciała, mądrość natury) potrafi rozeznać, które z rad są dla ciebie właściwe i przynoszą ci korzyść. Mądrość oznacza też, iż mądrze korzystasz z rad zwykłych lekarzy i ich sposobów obchodzenia się z twoimi chorobami.

Mądrość oznacza, iż wiesz, z czego wynikają twoje choroby oraz to, iż potrafisz się z nich samouzdrawiać.

Przede wszystkim zaś, mądrość najlepszego na świecie lekarza, polega na utrzymywaniu się w stanie zdrowia, na podtrzymywaniu i poprawie swojego potencjału zdrowia.

I tylko za to płać najlepszemu na świecie lekarzowi – za utrzymywanie cię w zdrowiu. Płać temu lekarzowi radością, miłością, ufnością, akceptacją. Płać mu PRZED a nie PO. Za taką zapłatę otrzymasz wolność od chorób i w ogóle WOLNOŚĆ.


Piotr Kiewra

poniedziałek, 14 września 2015

Lęk wysokości

Lęk wysokości jest pochodną lęku przed śmiercią i wydaje się być naturalnym lękiem. Nie będę się jednak nad tym psychologicznym i głęboko duchowym zjawiskiem rozwodził na samym początku, powiem o urojonym lęku wysokości.

Otóż wielu ludzi jedzie w góry, część z nich, bardzo duża część, jedzie bez specjalnego przygotowania, bez kondycji, bez sprawności, z obciążeniami zdrowotnymi, z przyniesionymi w góry przekonaniami innych ludzi, z przekonaniami ukształtowanymi w dotychczasowych doświadczeniach.

Spora część z nich kończy na pierwszym pobycie w górach, ze „świętą pewnością”, iż „posiada” lęk wysokości.

Skąd się ten lęk bierze? Otóż jadą tłumy w góry, a ambicja podpowiada im, by nie być gorszymi od innych i chcą zdobywać, wchodzić wysoko, na trudne technicznie trasy, albo, co gorsza wjeżdżają do góry wyciagiem i w tak sprytny sposób chcą zaoszczędzić trudu i …
Własnie tak u wielu on powstaje. Nie ma stopniowego oswajania się z wysokością, nie ma adaptacji organizmu do zmniejszonej ilości tlenu, do zwiększonego wysiłku i … co się dzieje? Kręci się w głowie.

Trudno się czuć pewnie, gdy się stoi nad przepaścią, a tu się kręci w głowie. Tak się dzieje z powodu niedotlenienia mózgu, z powodu niedokończonej przez organizm adaptacji, a nie z powodu przepaści. W ten oto sposób programujemy się na przyszłość: - Acha! Mam lęk wysokości, bo … kręci mi się w głowie.

Tylko, co to ma wspólnego z lękiem wysokości? To tylko brak adaptacji, brak sprawności, brak kondycji i lekkomyślność, brak wiedzy, brak doświadczenia, a nie naturalny lęk.

Słaba kondycja, drżące ze zmęczenia nogi, uginające się kolana, to brak pewności ruchów i … lęk nabiera siły.

Kolejny z powodów. Jedziemy w góry i jeden z pierwszych obrazków, jaki widzimy, to ktoś blisko krawędzi. Nasza wyobraźnia podpowiada nam, że temu człowiekowi grozi upadek, boimy się za kogoś. To nasza wyobraźnia wytwarza lęk, widzi zagrożenie i to czyjeś, nie swoje … Gdy się jednak stopniowo z tą sytuacją oswoimy, gdy dłużej popatrzymy w otchłań, gdy się do niej zbliżymy, to stopniowo kąty się zmniejszają, stromizna staje się mniejsza, zagrożenie topnieje, lub nawet znika. Czyli lekiem jest bycie zamiast w wyobraźni, w TUTAJ i TERAZ.

Jesteśmy źle wyposażeni - buty nie trzymają się dobrze powierzchni skały, szczególnie, gdy jest mokra, lub na skale wapiennej i nasza pewność siebie, wynikająca z niepewności ruchów kojarzona jest z lękiem.

Kolejna przyczyna: Mamy zaburzenia błędnika. Te mogą wynikać z powodu chorób, np. z powodu nadciśnienia, ale również z powodu zażywanych leków, złego odżywiania, braku snu, alkoholu, np. piwa spożywanego na trasie wędrówki i wielu innych przyczyn, jak i właśnie z braku adaptacji do górskich wędrówek. A te możesz wyeliminować i błędnik samouzdrowić.

Jak sobie poradzić z lękiem wysokości? Rady są proste:
·        Lepiej mieć lęk wysokości, niż być lekkomyślnym i popisywać się przed innymi brawurą
·        Zadbajmy o swoje zdrowie, o sprawność układu krążenia i oddychania, o to, by nie mieć nadwagi. W zasadzie nadciśnienie, spora nadwaga, brak sprawności i kondycji są przyczyną zawrotów głowy w górach i szczerze mówiąc, eliminują z doświadczania większości uroków gór
·        Przygotujmy swój organizm do górskiego wysiłku. Polecam systematyczne marsze, trucht, długodystansową jazdę rowerem.
·        Już po przyjeździe w góry zacznijmy adaptację stopniowo, z dnia na dzień zwiększając wysokość, na którą wchodzimy. Trudno nie mieć lęku wyoskości wchodząc na 2000 metrów, od razu pierwszego dnia, tuż po przyjeździe z nizin, po iluś tam godzinach jazdy w bezruchu lub po wjeździe kolejką i ominięciu potrzebnego dla naszego organizmu procesu oswajania się z wysokością i zmniejszoną ilością tlenu
·        Zaglądajmy strachowi w oczy, stopniowo przyzwyczajając się do przestrzeni, do wysokości, do stromizn. Stań lub usiądź w miarę blisko krawędzi i patrz dłuższy czas w tę otchłań, a gwarantuję, że lęk się zmniejszy lub zniknie. Można to ćwiczyć również w pewnym zakresie na balkonie, w bloku
·        W wędrówkach po szlakach poruszaj się w tempie turystycznym, a nie jak wyczynowiec. Tempo marszu powinno być takie, by oddech i tętno były ustabilizowane. Tutaj w górach sprawdza się prawda, iż „wolniej idziesz, dalej zajdziesz”, szczególnie wtedy, gdy nasze mięśnie, układ odechowy i krążenia nie przyzwyczaiły się jeszcze do nowych warunków. Nie jest to miarą dla wszystkich, ale jeśli na mapie lub na tabliczkach przy szlakach jest napisane, że jakiś odcinek ma długość obliczoną w czasie, np. na 90 minut, a ty przezedłeś to w 80, to znaczy, że maszerowałeś zbyt szybko, a to w dalszej części trasy może cię pozbawić sił
·        Wybierz się w góry z ludźmi doświadczonymi, którzy czują się tam pewnie, i przy których ty się czujesz pewnie, ale nie z takimi, którzy szpanują swoimi zdobyczami, brawurą, odwagą, brakiem rozsądku, bo będziesz się bać za nich
·        Miej na nogach dobre, sprawdzone buty, które nie są śliskie, mają specjalną, bardzo przyczepną podeszwę
·        Odbywaj wycieczki w góry systematycznie, przynajmniej raz w roku
·        Gór doświadczajmy z rozmysłem, zaczynając od łatwych, „niskich” tras, a wraz ze wzrostem naszego obycia doświadczajmy trudniejszych, „wyższych” gór
·        Pamiętaj, że piwo i inne procentowe napoje nie są, w żadnym przypadku, czymś odpowiednim w czasie górskich wędrówek
·        Nie dopuszczaj do odwodnienia, bo to również może powodować zaburzenia kojarzone z lękiem wysokości. Noś ze sobą zapas wody i systematycznie popijaj

Pamiętaj! Góry to przeżycie natury duchowej, estetycznej, coś dla ciała serca i ducha, a nie wyłącznie okazja do zaliczania, do wyczynu sportowego

 Korzystając w ten sposób z gór, możesz zapobiec swojemu „lękowi” wysokości lub się go pozbyć.

Oto opowiadanie o pokonywaniu lęku, między innymi, lęku wysokości, w czasie wycieczki na Zawrat http://rozmowyzwiatrem.blogspot.com/2014/03/gory-i-doliny-szkoa-zycia.html

To tak na początek.

Na głębsze poszukiwanie źródeł lęku, proponuję już coś duchowego, coś co dociera do jego źródeł, do źródeł wszelkich rzeczy, przyczyn wszelkich procesów, proponuję sposób medytacyjny.

Na początek możemy wejrzeć w głąb siebie z pytaniem: Dlaczego ciągnie mnie w góry? 

Czy idę tam spełniać swoją ambicję, chcę dorównać innym, chcę osiągnąć sukces, a pokonanie Zawratu, lub Orlej Perci ma mnie do tego przygotować? Chcę dokonać tego, czego dokonują inni? Chcę doskonalić siebie, swoje ciało, swoją psychikę, swoją odwagę?

Wejrzyj w głąb, zobacz, może chcesz tam iść, chcesz doświadczać gór z zupełnie innych powodów? Może chcesz się napawać ich pięknem? Ciągnie cię tam, bo spotykasz się w nich z medytacyjnym nastrojem, z ciszą gór i ze swoją własną ciszą? 

Może ciągnie cię w góry, bo cię uspokajają, poznajesz siebie i wtedy odkrywasz, że wręcz przeciwnie, góry pozbawiają cię ambicji pokonywania innych, siebie i gór? Tam się przekonujesz, że szczęście i wielką błogość zapewnia ci porzucenie walki ze wszystkim i ze wszystkimi, w tym z górami.

Zadaj sobie to pytanie, bo odpowiedź na nie, rozluźni cię, zdejmie z ciebie presję. Już nie będzie w tobie: MUSZĘ.

Ta druga grupa powodów sprawia, że nie musisz wspinać się na Zawrat, bo nie robisz tego przecież dla innych, tylko dla siebie.

Gdy wiesz, że idziesz w góry dla gór i dla siebie, nie ma presji, nie ma ambicji, nie ma presji na trudne szlaki, po prostu zostają góry, ty i wędrówka.

W tym drugim przypadku, kiedyś wejdziesz na Zawrat, Rysy i inne podobne szlaki i nie będzie w Tobie lęku, bo nie będzie presji, nie będzie: „Muszę!”, to się stanie samo z siebie.
Bo to „muszę” stwarza lęk. Walka, chęć pokonywania, to nasze własne ego produkuje lęk. Tak naprawdę to ego jest lękiem. Gdy usuwamy przyczynę lęku, chorą ambicję, ego, lęk znika. 

W czasie medytacji w górach, wędrując po nich bez żadnych ambicji odkryjesz to. Wtedy możesz pójść wszędzie, a lęku nie będzie. Odpowiesz sobie: Mogę pójść wszędzie, ale po co, skoro tu gdzie jestem teraz jest pięknie, błogo, radośnie. Tu, gdzie jestem, jest to czego szukam. Po co mam się wspinać, udowadniać sobie i innym swoją wielkość? Dla kogo idę w góry: dla innych, czy dla siebie?

I właśnie wtedy odkryjesz, że nie ma w tobie lęku, bo jest miłość do gór. Góry przestają być dla ciebie narzędziem do osiągania celów, a stają się wartością samą w sobie. Wtedy też nikt w górach nie będzie ci przeszkadzał w kontemplowaniu gór i siebie bez lęku, nawet jeśli wokół będzie wielki tłum zdobywców gór, pełnych lęków, ambicji, sportowego podejścia do gór, chęci zaliczania najtrudniejszych kawałków, by coś udowodnić sobie i innym.

Lęk, w wielu przypadkach, jest produktem, który rodzi się w tłumie ludzi, tylko po to by swego nosiciela w nim wyróżnić, by go zwalczając stać się lepszym – by zadowolić ego.

Wiesz dlaczego ludzie wchodzą na Orlą Perć, Rysy i inne szczyty?

Są tylko dwa powody. Jedni idą tam walczyć i wtedy naturalną rzeczą jest lęk, bo przecież idą tam, by go pokonać, by się wykazać odwagą. W tym przypadku, tylko lęk jest powodem, tylko ego jest powodem. Oni idą tam ze strachu, nie z miłości do gór i siebie, ale ze strachu i z chęci pokonania go.

Drudzy idą tam dla gór, dla ciszy, dla siebie. W nich też może się pojawić lęk, lecz jest on lękiem egzystencjalnym, czymś naturalnym, czymś, co nie stoi w sprzecznością z miłością do gór i siebie. Ci idą w góry nie po to by poszukiwać tam miłości i by gubić lęk, lecz dlatego by tą miłością się tam dzielić.


Dlatego wejrzyj w głąb siebie. Jeśli ci się to uda, to samo to wejrzenie pozbawi cię lęku, bo lęk – strach, tak naprawdę, nie istnieje. Jest wirtualnym produktem ego. 

 Piotr Kiewra

piątek, 4 września 2015

Bycie sobą to moc zmieniania świata

Wielu ludzi cierpi z powodu swoich ambicji. W ich umyśle powstało przekonanie, podrzucone z mediów, w czasie szkoleń motywacyjnych, przez manipulujących nimi trenerów rozwoju osobistego, z czytanych książek, podpowiedzi przyjaciół, itp., że mamy się stać tacy, jak … , by osiągnąć sukces, że naszym celem jest sukces, albo, że naszą misją jest ulepszanie świata, zmienianie ludzi, naszych bliskich i w ogóle innych ludzi.

Na bazie tego typu myśli umocniło i umacnia się stale przekonanie, że trzeba zrobić wszystko, by tę misję spełniać. Lecz zamiast satysfakcji z osiągniętego celu będą tylko porażki. Zamiast ulepszonego świata, zamiast odmienionych ludzi, zamiast bycia kimś, jak … , doznają frustracji, bo świat nie chce się zmieniać w obmyślonym przez nich kierunku, ludzie natomiast uciekają od nich „gdzie pieprz rośnie”. Ludzie zamiast lepsi, mądrzejsi, bardziej kreatywni, wg nich, stają się bardziej źli, głupi, itp. Takie wrażenie ma na pewno wielu polityków, duchownych, nauczycieli, ale i wydawałoby się zwykłych ludzi.

Dlaczego tak jest? Zaraz odpowiem, lecz zanim to zrobię, powiem coś innego. Otóż, te zranione ambicje, niezrealizowane plany, niespełniona misja sprawia, że sami siebie uznają oni za nieszczęśliwych, za niespełnionych, za nieudaczników. Skutkuje to niedowartościowaniem, stresem i na koniec, rozregulowaniem ciała, bo depresja, lęk, stres, brak wiary, złość, nienawiść, wyrosłe na chorych ambicjach i oczekiwaniach, szkodzą nie tylko samopoczuciu psychicznemu, szkodzą także ciału.

Na wszystko jest lekarstwo. W tym przypadku potrzebujemy lekarstwa duchowego. Potrzebujemy się oczyścić z toksycznych przekonań, z trujących myśli, a przede wszystkim z tego toksycznego przekonania o naszej misji, że powinniśmy zmieniać świat, że powinniśmy zmieniać ludzi, że mamy wiele do zrobienia.
Prawda jest taka, że to nie pomaga, a szkodzi. Mało tego, nie tylko, że nie potrzebujemy zmieniać świata, niczego nie potrzebujemy, poza jednym - potrzebujemy stać się sobą. Stając się sobą, samouzdrawiamy swoje ciało, uzdrawiamy swój umysł ze szkodzących nam i światu przekonań, z chorych misji.  

Dlaczego tak jest, że nie możemy, ani nie powinniśmy zmieniać świata? Bo jest to niemożliwe. By to zrozumieć, trzeba zrozumieć tę głęboką prawdę:

Świat zewnętrzny jest odbiciem naszego świata wewnętrznego.

Czyli, świat jest taki, jacy my jesteśmy. Wniosek jest jeden: świat i ludzi możemy zmienić jedynie zmieniając siebie, odkrywając to, jacy jesteśmy.

Dlatego uznałem, że moja misja jest inna. Jaka?
Otóż, dostałem kiedyś od znajomej ciekawe pytanie: Gdybyś miał moc zmiany świata, co by to było?

Oto moja odpowiedź:
Ja nie tylko mam moc zmieniania świata, ja z niej korzystam. Jest nią świadomość, że zmieniać świat, innych ludzi, możemy jedynie zmieniając siebie, ulepszając siebie. Więc to robię. Moim celem jest więc ustawiczny rozwój. Mogę dać światu jedynie to, co sam posiadam, zabiegam więc o to, by wypełnić się po brzegi tym, czego - wg mnie - świat potrzebuje. Świat potrzebuje miłości, więc tym się wypełniam. Potrzebuje wiedzy, więc ja zdobywam i się nią dzielę. Potrzebuje wiary, nadziei, więc wierzę i ufam. Potrzebuje przyjaźni, radości, uśmiechu, więc jestem przyjacielem, raduję się, okazuję radość, uśmiecham się. Potrzebuje zdrowia, więc daję przykład jak o nie zabiegać. Potrzebuje szczęścia, więc staję się szczęśliwy. Tyle mogę zrobić, robię to. Taka jest moja misja. Myślę, że nie tylko moja.

Tak pojęta misja mnie uzdrawia, sprawia, że jestem zdrowy. Dlaczego tak się dzieje? Bo, miłość, szczęście, radość, mądrość, zdrowie, są naszą naturą i tak naprawdę, niczego nie muszę zmieniać, bo to mam. Potrzebuję tylko tę prawdę odkryć. A łatwo ją odkryć pozbywając się śmieci w postaci chorobliwych i cudzych przekonań.

Poznanie, odkrycie siebie, to odrzucenie tego, co zostało nam narzucone z zewnątrz. Nasza prawda i nasza własna mądrość tylko tego potrzebują. I świat tylko tego potrzebuje.

Świat nie potrzebuje twoich misji, świat potrzebuje ciebie takim, jaki jesteś. Takim cię potrzebują inni ludzie.

Spróbuj się przestawić na taką misję, spraw, by twoje ciało zaczęło się samouzdrawiać.

Odkrycie prawdy o mnie samym, mnie uzdrawia, ciebie też uzdrowi. Odkryj więc tę prawdę.



Piotr Kiewra, na podstawie Osho