środa, 26 lutego 2014

Upadek nauki o odżywianiu

Nic innego nie odgradza cię od prawdy, tylko twój własny umysł
Osho
Ile rodzajów diet jest na świecie?
Przynajmniej tych odchudzających jest ponad 30 000. Każdego dnia ktoś wymyśla nową. Wiele tych diet ma uzasadnienie naukowe, obszerne i długotrwałe badania, posiada potwierdzenia poważnych instytucji, również tych międzynarodowych, mających wielki, niekwestionowany? autorytet.
Która z tych diet jest właściwą?
Tego nie wie nikt. Na ich temat trwają ciągłe dyskusje i spory. Od dziesiątek lat ludzie je testują, a po czasie się okazuje, że  nie spełniły oczekiwań, lub gorzej – doprowadziły do utraty zdrowia.
Następne pytanie: Czy człowiek jest najmądrzejszą istotą na Ziemi?
Podobno tak, przynajmniej sam się za taką istotę uważa. Skoro tak, to dziwnym się wydaje to, że jako jedyny gatunek na tejże planecie nie wie, co ma jeść. Potrzebuje do tego dietetyka, instytutów, opinii naukowców, opinii nauki o żywieniu. Wszystkie pozostałe gatunki sobie same z tym radzą, natomiast większość ludzi, nie.
Okazuje się, że im więcej ludzie wiedzą na temat żywienia, tym gorzej dla nich, tym bardziej cierpią, tym mają gorsze zdrowie, tym większe przeżywają rozterki.  Każda nowa informacja na temat żywienia wzbudza bowiem w nich frustrację, wahanie, niepewność.
Gatunek ludzki jest jedynym gatunkiem, który nie wie co ma jeść!!!
Nauka o żywieniu jest nauką, która powstała mimo, że nie była potrzebna.
Ta nauka powstała i rozwijała się, a mimo to zdrowie ludzi (mimo postępu medycyny) pogarszało się. Powstały choroby cywilizacyjne. Można nawet wykazać, że jej rozwój jest i był skorelowany z rozwojem tychże chorób. Mimo nakładów na badania, mimo coraz większej wiedzy, zachorowalność rośnie, powstają nowe problemy. Jeżeli tak, to mogłoby oznaczać jedno, że ta nauka jest za to odpowiedzialna.
Jest odpowiedzialna, ponieważ:
  • zgadza się na chemię w żywności, akceptuje to.
  • zgadza się na hormony, antybiotyki, używane w rolnictwie, w hodowli zwierząt,
  • zgadza się na wzmacniacze smaku, inne dodatki w żywności.
  • zgadza się na wszechobecne przetwarzanie żywności i ewidentne obniżanie jej jakości,
  • zgadza się na modyfikowaną żywność,
  • zgadza się na przybytki, całe sieci przybytków psujących zdrowie ludziom na całym świecie, zamieniających ludzi w śmietniki, pojemniki pochłaniające setki różnych chemicznych trucizn, oraz bezwartościową żywność, powodującą przewlekłe choroby oraz nadwagę i otyłość.
  • zgadza się na żywność powodującą plagę nadwagi i otyłości, akceptuje sposób odżywiania sprzyjający nadwadze i otyłości, która w wielu krajach przekracza już połowę, nawet ponad 60% ogółu społeczeństwa.
  • zgadza się na leczenie ludzi lekami, które nie leczą, zamiast leczenia żywnością – leczenia żywnością, ale taką, która nie truje, wzmacnia zdrowie, bo wzmacnia układ odpornościowy.
  • zgadza się na obecny kształt intensywnego rolnictwa produkującego aby więcej, aby szybciej, kosztem jakości żywności. Bo jaką jakość może mieć żywność nafaszerowana chemią, środkami ochrony roślin, uboga w składniki z zubażanych intensywną gospodarką ziem.
  • zgadza się na wszystko, co dyktuje jej szereg różnego rodzaju lobby.
Ta nauka jest za to odpowiedzialna, bo nie kontynuuje tradycji traktowania żywności jako lekarstwa, a w zamian za to pozwala stawać się żywności trucizną, przyczyną chorób.
Stosuje ta nauka metodę przemilczeń, politykę cichej zgody na ten stan rzeczy, a nawet bierze w tym procederze udział, zatwierdzając różne dziwne „wynalazki”, pozwalając wprowadzać nowe, niesprawdzone, lub ewidentnie fałszywe teorie.
Stała się ta nauka jedną z wielu komercyjnych nauk, która jest w stanie zaakceptować wiele szkodzących ludziom praktyk, zarówno w rolnictwie, w przemyśle spożywczym, jak i w reklamach  manipulujących ludzkimi przekonaniami, nawykami, obyczajami, dietami, stylem życia.
Dlaczego ta nauka stała się upadłą nauką?
Z powodu pieniędzy. Nic innego nie jest w stanie tego wytłumaczyć tak dobrze jak pieniądze.
Trudno mi w to uwierzyć, ale słyszałem gdzieniegdzie opinie, że podobno nauka o żywieniu pozwala przemysłowi spożywczemu i rolnictwu na tak wiele, bo współpracuje w wyciąganiu pieniędzy od ludzi z medycyną i farmacją. Wielu podejrzewa, że powstał tu spisek dwóch biznesów, żerujący na ludzkich chorobach, że jedna strona pozwala choroby wywoływać, by druga mogła je leczyć. Oczywiście w teorie spisku nie wierzę, w tę również, ale dla wielu ludzi brzmi to ciekawie i całkiem wiarygodnie.
Nauka o żywieniu doskonale się rozwija, biznes chorób jeszcze lepiej, bo chorób coraz więcej, sprzedaż leków rośnie, ale powstaje jednak pytanie: dlaczego problemy ze zdrowiem nie maleją?
Skoro medycyna robi postępy, to dlaczego chorób coraz więcej, to dlaczego średnia życia zaczyna spadać, dlaczego na niektóre choroby zaczynają zapadać już małe dzieci, młodzież? Sprzedaż leków rośnie, wiedza na temat żywienia też, a problemy ludzi ze zdrowiem się pogłębiają. Czyżby problem leżał gdzie indziej?
Tak. Problem leży zupełnie gdzie indziej.
Problem nie jest z rozwojem tej nauki, problem jest związany z istnieniem tej nauki w ogóle. Okazuje się ona być całkiem niepotrzebną nauką, bo by była skuteczną musielibyśmy wiedzieć wszystko na temat żywienia. Mały błąd bowiem w tej materii neguje całe teorie. A poza tym teorie są tu niepotrzebne. Nie musimy wiedzieć w dziedzinie odżywiania nic. Im mniej wiemy tym lepiej. Dzikie zwierzęta nie kierują się opiniami nauki o żywieniu a funkcjonują całkiem dobrze, nie chorują, nie poszerza się u nich paleta chorób cywilizacyjnych, nie rośnie ilość chorób związanych z odżywianiem się. Nie przeżywają rozterek co jeść, a czego nie. Nie liczą kalorii, ilości aminokwasów, nie zastanawiają się nad pełnowartościowością węglowodanów, ani nad bogactwem witamin i minerałów, czy pierwiastków śladowych. Ta cała wiedza jest im zupełnie nieprzydatna. Bo za całą tę wiedzę wystarcza im – instynkt.
Zwierzęta kroczą w swoim żywieniu drogą instynktu, człowiek drogą nauki o żywieniu. Zwierzęta kroczą zdrowe, człowiek ledwo już kroczy schorowany. Ma się źle, bo zaufał upadłej, niepotrzebnej nauce, zamiast ufać naturze, naturalnemu porządkowi rzeczy.
Gubi ludzkość – nasze ego. Uważamy się za najmądrzejszych, za mądrzejszych od natury, od Boga, od zwierząt. Negujemy odwieczne prawa – to skutek naszego ego, naszego niepokornego, egoistycznego umysłu.
Żywienie naturalne, oparte na naturze, na naturalnym pochodzącym z natury, nieprzetworzonym jedzeniu, pełnym składników odżywczych, służyło przez miliony lat ludziom zdrowiem, potencjałem długowieczności, dobrym samopoczuciem, i nie przysparzało stresów odnośnie tego, co jeść i ile jeść.
Miliardy ludzi oczekują od fachowców od żywienia, że powiedzą im co mają jeść, by być zdrowymi. Te oczekiwania jednak są próżne, są skierowane w złą stronę. Kierują bowiem pytania, prośby o opinie do upadłej nauki, do fałszywych proroków.
Czas wrócić do naturalnego jedzenia.
Nauka o żywieniu upadła ze względu na obecność w niej pieniądza, ze względu na to, że jej twierdzenia, opinie, są podporządkowane potrzebom przemysłu przetwarzającego żywność, lobby mleczarskiemu, lobby mięsnemu, oraz koncernom farmaceutycznym, kilku innym lobby, w tym również naftowemu.
Z tego względu jest w niej tyle fałszywych opinii, że nikt, kto posługuje się tymi opiniami, nie może ustalić co jest zdrowe, a co nie.
Mówię o zjawisku – o całości wizerunku tej nauki, a nie o poszczególnych jej przedstawicielach. Bo tak naprawdę nie ma – ta nauka – jednoznacznej definicji o zdrowym jedzeniu. A powinna ją mieć, bo po to przecież powstała.
Trochę o historii nauki o żywieniu
Zanim człowiek nie zaczął używać ognia, zanim nie zaczął przetwarzać tego co znalazł do jedzenia, nauka o żywieniu nie była potrzebna. Zresztą do dzisiaj jest niepotrzebna dla dzikich plemion żyjących blisko natury. Jest niepotrzebna dla zwierząt, ale tych dziko żyjących. Jest niepotrzebna sarnom, lwom, słoniom, rekinom, owadom, bakteriom.
Stała się potrzebna dopiero wtedy, gdy człowiek zaczął się cywilizować, używać ognia, a więc gotować, smażyć, piec, a więc zmieniać nie tylko smak potraw, ale zmieniać zawartość potrzebnych ciału składników odżywczych. Gotując – przetwarzając w ten sposób żywność, zabierał jej sporą część, lub wszystkie składniki bioaktywne. Uśmiercał witaminy, flawonoidy, karotenoidy, wytrącał minerały. To niszczyło żywność, zubożało ją, ale powodowało coś innego, znacznie gorszego. Mianowicie człowiek tracił swoje nawyki, czucie tego co jest mu potrzebne – intuicję – instynkt dotyczący jedzenia. Od tej pory to nie naturalny smak kierował w stronę określonych rodzajów pożywienia, ale sztuczny, bo zmieniony, zaśmiecony przyprawami, sztucznymi przyprawami. I na dodatek, to co z tego powstało, było uboższe, więc trzeba było jeść tego więcej i częściej.
Smak zaczął człowieka kierować nie w stronę potrzeb organizmu, ale w stronę przyjemności jedzenia. Jedzenie stało się dziedziną życia, rozrywką, a nie czymś takim jak oddychanie, czymś realizowanym podświadomie (po części, zanim człowiek zaczął zmieniać swoje nawyki żywieniowe takie odżywianie właśnie było). Kiedyś jedzenie było czymś zwykłym, naturalnym, zaspakajaniem zwykłej potrzeby. Nie było konieczne, by się nad tym zastanawiać, wnikać w filozofię, analizować, przemyśliwać nad składem pożywienia, itd. Było czymś do czego nie potrzeba było wiedzy. No może minimalnej owszem, ale bardziej potrzeba było przykładu mamy i taty, lub przykładu zwierząt. Sprawę załatwiał instynkt, taki sam jak u zwierząt. Nikt ich przecież nie uczy teorii, zasad, składu pożywienia, one się nad tym nie głowią, bo po co.
Później doszło rolnictwo, hodowla, a więc wygoda, bo można było gromadzić żywność, przechowywać, by nie trzeba było w jej poszukiwaniu się przemieszczać (ograniczyło to oczywiście ilość ruchu). A to niestety jeszcze bardziej ją zubażało i jeszcze bardziej pchało człowieka w kierunku jedzenia tego co było pod ręką, wyhodowanego, przechowanego, a nie tego co zaspokajało potrzeby organizmu. Dłuższe przechowywanie, ale i użycie nowych, nie używanych dotąd produktów, zaczęło wywoływać pewne problemy, których nie było do tej pory.
Człowiek zaczął spożywać mleko nie swojego gatunku, ale zwierzęce i to w wieku dorosłym.
Podstawą wyżywienia dla wielu stało się też mięso, czego wcześniej nie było. Wcześniej mięso było rarytasem, czymś co jadło się od święta, ponieważ człowiek nie był w stanie upolować, choćby wiewiórki używając tylko rąk i nóg, próbując ją złapać bez użycia jakichś narzędzi. Człowiek nie był drapieżnikiem, mógł więc tylko zjeść padlinę. Podobną rzecz, podobne świętowanie z powodu mięsa w menu zauważamy też u małp, u szympansa.
Powstał zawód kucharza, powstała sztuka kulinarna, w większości polegająca na fałszowaniu smaków, zmienianiu nawyków, zabijaniu instynktu. Celem życia dla wielu ludzi stało się jedzenie. Jedzenie przestało być czymś służącym podtrzymaniu życia, stało się celem życia.
Bardzo mi się podoba sentencja, ujmująca istotę tego, co przed chwilą powiedziałem:
„Bóg stworzył pożywienie a diabeł kucharza”.
Dzięki zmianom w diecie, stopniowemu wyłamywaniu się z tradycji naturalnego żywienia niezauważalnie powstało kilka nowych chorób, które do tej pory nie atakowały ludzi.
Gdy już w dużej części człowiek odszedł od natury, od jedzenia tego co świeże, surowe, dzikie, dostępne w danym momencie, zaczął tworzyć nowe nawyki, ale i nowe pokarmy, a wraz z nimi też nowe choroby.
Zaczął też tworzyć nową naukę – naukę o żywieniu. Powstała, bo coraz częściej miał świadomość, że coś jest nie tak, że są jednak zdrowe produkty i są takie, które zdrowie psują. Od tego momentu zaczął się mnożyć fałsz.
Na usługach nauki o żywieniu zaczęli też pracować naukowcy, a oni musieli sprzedawać wyniki swoich badań, by żyć. Wyniki zaczęto publikować, a ludzie zaczęli się tym kierować. Powstały opasłe tomy, katedry na wyższych uczelniach, namnożyło się profesorów, którzy mimo posiadanej wielkiej wiedzy, mieli podobne, albo cięższe choroby niż ludzie, którzy tej wiedzy nie mieli.
Był taki czas, że ogłoszono, że istnieją witaminy, więc dla zdrowia trzeba je spożywać, więc … hurra wszyscy w stronę witamin. Później ktoś powiedział, że witaminy szkodzą, więc … wszyscy stop z witaminami. Jeszcze później ktoś inteligentny się zorientował, że promowanie spożywania zdrowej żywności, naturalnych witamin, jedzenia nie przetworzonej żywności kompletnie się nie opłaci pewnym kręgom, więc …
Przykładem jest historia witaminy C. Musiało minąć 60 lat od czasu stwierdzenia jej wpływu na leczenie i zapobieganie tej chorobie, by powszechnie zaakceptowano jej znaczenie w zapobieganiu szkorbutowi, ale później dość skutecznie ograniczano informacje o jej wpływie na nasze zdrowie, do dzisiaj bagatelizując jej znaczenie w profilaktyce i leczeniu chorób układu krążenia, czy chorób nowotworowych.
Większość ludzi świata cierpi z powodu różnych chorób, których przyczyną są niedobory witaminy C, a skutecznie ogranicza jej podaż do naszych organizmów przetwarzanie żywności oraz racjonowanie informacji o jej roli dla naszego zdrowia.
Od mniej więcej stu lat ta nauka wkłada ludziom do głowy bajki, zamiast prawd o których wie każda wiewiórka i mysz polna.
Później przyszła pora na lansowanie mody, że krowie mleko jest w stanie zastąpić kobiece, więc uszczęśliwione matki kupowały hektolitry mleka dla swoich nowonarodzonych pociech i poiły je … trucizną wywołując epidemiczny wręcz wzrost zachorowań na takie choroby jak: alergie, astmę, egzemy, wysypki skórne, zaparcia, biegunki, zapalenie oskrzeli, płuc, migdałków, uszu, anginę i przerost migdałków, chroniczny katar, rumień, koklusz, płonicę, błonicę, świnkę i odrę, próchnicę i choroby przyzębia, miażdżycę, choroby wątroby i trzustki, choroby oczu, nierównowagę hormonalną i wiele innych”, (cyt., Krzysztof Abramek „Przez żołądek do sukcesu”) również nowotwory. Medycyna ogłosiła zwycięstwo szczepionek nad dużą częścią tych chorób, a tak naprawdę, to zwycięstwo zostało spowodowane powrotem do karmienia naturalnego, przynajmniej na dłuższy czas, na kilka miesięcy.
Fałsz nauki o żywieniu widać dzisiaj bardzo wyraźnie. Ingeruje ona na przykład w jadłospisy w stołówkach szkolnych, przedszkolnych, ale nie wypowiada się głośno i zdecydowanie w sprawie tego, co się podaje w „przybytkach z szybką żywnością”.
Obiektywnie rzecz biorąc zresztą, zatwierdzany powszechnie przez tę naukę typowy polski obiad to:
  • zupa, z wygotowanymi prawie doszczętnie witaminami, flawonoidami, i innymi ważnymi dla zdrowia składnikami bioaktywnymi,
  • ziemniaki polane tłuszczem lub sosem (z glutaminianem sodu), schabowy (z mięs zawierających hormony, antybiotyki, wypełniacze, wzmacniacze smaku),
  • surówka, często z gotowanych, a więc też wyjałowionych z wartości warzyw
  • kompot i deser w postaci czegoś słodkiego (drożdżówki, lub pączka), gdzie dominuje biały cukier i trudno się doszukać czegoś, co sprzyjałoby zdrowiu,
Mimo, że jest oficjalnie zatwierdzony przez oficjalne agendy nauki o żywieniu,  łamie wszystkie zasady zdrowego żywienia. Poza surówką nie ma tam niczego zdrowego, niczego co dodawałoby bioaktywnych składników, a i surówka często jest też zaprawiona rafinowanym tłuszczem roślinnym, śmietaną, zawiera ugotowane warzywa, jest zaprawiana sosem zawierającym glutaminian sodu. Wszystkie składniki są tu wymieszane, ugotowane i usmażone,  z cukrem, są podane w nieodpowiedniej kolejności, popijane, a więc rozpuszcza się enzymy trawienne, itd.
Dzisiaj wielu ludzi zdecydowanie większą korzyść odnosi samodzielnie poszukując informacji o zdrowym żywieniu niż wertując oświadczenia, opinie, przepisy oficjalnej nauki o żywieniu. Spora część eksperymentuje dochodząc do tego, co dawno zostało odkryte przez szpaki, dziki i motyle.
Ponadto, gdy publikowane reklamy nagminnie głoszą ewidentny fałsz, manipulują ludźmi w sprawach zdrowego żywienia, a ta nauka nie grzmi, nie wytacza procesów, nie dyscyplinuje wystarczająco, to powstaje podejrzenie, to … a no tak, mówiliśmy już o tym.
Oficjalne piramidy żywienia ogłaszane przez tę naukę ewidentnie naruszały zasady naturalnego, zdrowego żywienia, były skierowane przeciwko naturze, przeciwko naturalnemu sposobowi żywienia, a wiec też najzdrowszemu, bo zgodnemu z konstytucją człowieka, z jego budową, z jego zapotrzebowaniem na składniki odżywcze. Zostały one skonstruowane pod potrzeby lobby rolniczych, a szczególnie mięsnego i mleczarskiego. W tej dziedzinie niewiele się zmieniło przez ostatnie sto lat, choć ostatnio publikowane piramidy żywienia powoli kroczą – bardzo nieśmiało – w stronę natury, przecząc tym samym poprzednim rewelacjom naukowców.
Dzisiaj trudno ludziom się pogodzić z tym, że mieliby zrezygnować ze smacznych dań, z wygody, że musieliby wrócić do natury, do większej ruchliwości. Trudno w krótkim czasie zmienić przekonania przekazywane z pokolenia na pokolenie. Te przekonania też są częścią nauki o żywieniu, bo ta nauka nie stara się edukować, uświadamiać, wyprowadzać ludzi z błędu.
Ale to chyba dobrze, że ta nauka upada, albo już upadła, bo tak naprawdę jest niepotrzebna, zupełnie niepotrzebna. Może byłaby potrzebna by naprostować, by zastąpić fałszywe przekonania nawarstwione w umysłach ludzi przez tysiące lat, ale … i bez niej świat sobie poradzi. Wycierpią swoje jeszcze miliardy ludzi, ale wszystko wróci do normy, bo tak mówi o tym zasada wahadła. Czyli jeśli wahadło wychyli się w jakąś stronę o tyle to, a tyle, to musi też pokonać drogę w drugą stronę, dokładnie taką samą.
I tak będzie – powrócimy do natury w zakresie odżywiania, bo nie mamy innego wyjścia. Powrócimy do naturalnych produktów, naturalnych smaków, naturalnego sposobu odżywiania, nie będziemy się o tym sposobie niczego uczyć, nie będziemy się tym przejmować, głowić, tym stresować. Dzisiaj wiedza, książki, Internet są potrzebne nam by odbudowywać zdrowie, by przeciwstawić się powszechnym modom, fałszywej nauce, niezdrowym i negatywnym przekonaniom, by dokonać potrzebnych zmian.
Te prawdy będą też musieli zrozumieć kucharze. Dzisiaj ich praca polega na wykorzystywaniu nawyków smakowych ludzi, w przyszłości na myśleniu o zdrowiu swoich konsumentów, choć wiem, że jedno i drugie da się pogodzić, rezygnując np. z gotowania, smażenia, na rzecz sztuki kulinarnej opartej o wyłącznie surowe produkty.
Gdy te zmiany wprowadzimy, zaoszczędzony w ten sposób czas można będzie przeznaczyć na znacznie szczytniejsze cele, niż ciągłe zastanawianie się nad tym co jeść, czego nie jeść, jak jeść, itd.
Przestaniemy też płacić na rzecz upadłej i niepotrzebnej nikomu nauki o żywieniu.
O prawdę będziemy pytać sarny, niedźwiedzie i wiewiórki – jako ekspertów w dziedzinie zdrowego odżywiania, pod warunkiem, że i one nie zostaną przez człowieka ucywilizowane i poddane powszechnemu obowiązkowi korzystania z upadłych nauk.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.